czwartek, 11 listopada 2010
Rozwój i kryzysy, Zeszyty Formacji Duchowej, 27, Siedem chorób duszy u Koheleta; Kryzys połowy życia. Szansa na rozwój
Siedem chorób duszy u Koheleta, ks. Gianfranco Ravasi
Konstantin Noica, samotny myśliciel i „uczony", żyjący w Rumunii także wówczas, gdy znajdowała się ona za żelazną kurtyną, zatytułował swoją ciekawą książkę „Sześć chorób współczesnego człowieka". Przed nim o Ośmiu grzechach głównych naszej cywilizacji pisał człowiek o zupełnie innej wrażliwości, etolog Konrad Lorens, a jego książka miała ponad dwadzieścia wydań w języku włoskim. Pozostając w biblijnej symbolice liczb, chcemy mówić o Kohelecie, najbardziej pesymistycznym mędrcu w Biblii, porządkując jego przesłanie według siedmiu chorób, które atakują ciało i duszę człowieka.
Język i praca
Pierwsza choroba dotyczy języka: „Każde mówienie jest wysiłkiem: nie zdoła człowiek wyrazić [wszystkiego] słowami" (Koh 1,8). Myśl jest nadzwyczaj nowoczesna, jeśli weźmiemy pod uwagę obecny kryzys języka, pełnego „chorych" i „ciemnych" słów, pozbawionych sensu i nadużywanych, stanowiących pajęczynę plotek i oklepanych frazesów. W języku hebrajskim jednak, skuteczność terminu debańm - „słowo" oznacza także „fakty": rzeczy ulegają zmęczeniu, rozpływają się, „wszystko w życiu staje się zużyte i stare: słowa i sytuacje. Wszystkie słowa zostały już powiedziane" (Joseph Roth, „Mercante di coralli"). Słowo drukowane podlega podobnemu ryzyku: „Pisaniu wielu ksiąg nie ma końca" (Koh 12,12). Elias Canetti w „Auto da fe" wprowadza Koheleta do snu Kiena, głównego bohatera: „Jakiś głos ogłasza - ten głos wie wszystko i jest głosem Boga - Tutaj nie ma ksiąg. Wszystko jest marnością". Nawet język „wzrokowy" i „muzyczny" ulega stępieniu: „Nie nasyci się oko patrzeniem ani ucho napełni słuchaniem. To, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie, więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem" (Koh 1,8-9).
Druga choroba, dotycząca pracy lub - jak lubi mówić Kohe-let - umiłowania „trudu", dla którego praca jest labor, to znaczy „trudem" (Rdz 3,17), alienacją, udręczeniem (travail po francusku!). Dalecy jesteśmy od entuzjazmu ukazanego w przysłowiowej mądrości opisującej wspaniałe umiejętności homo faber. Początkowe pytanie księgi jest lapidarne: „Cóż przyjdzie człowiekowi z całego trudu, jaki zadaje sobie pod słońcem?" (Koh 1,3). Jakbyśmy słyszeli „Triumf śmierci" Petrarki: „O ślepcy, czy wiele trudu przynosi pożytek?". I znowu Kohelet: „Znienawidziłem też wszelki swój dorobek, który zdobyłem z trudem pod słońcem" (2,18). Są to słowa włożone w usta Salomona! Kilka wierszy niżej mówi: „Zacząłem więc ulegać zwątpieniu z powodu wszystkich trudów, jakie podjąłem pod słońcem" (Koh 2,20), trudów, które zostaną roztrwonione przez spadkobierców. Jeszcze mocniejsze jest pytanie z rozdziału 5,15: „I jaki pożytek dla niego, że trudził się na próżno?". Takiego wyznania dokonał Kohelet, przebierając się w szaty Salomona, który jest twórcą „wielkich dzieł: wzniósł pałace, posadził winnice, założył ogrody i parki i nasadził w nich wszelkich drzew owocowych, wykopał zbiorniki na wodę, aby nawodnić nimi te bogate gaje, nabył niewolników i niewolnice i miał służących urodzonych w domu, posiadał wielkie stada wołów i owiec liczniejsze od stad wszystkich jego poprzedników w Jerozolimie, zgromadził także srebro i złoto, skarby królów i krain" (Koh 2,4-8).
W wirach wiatru
Trzecia choroba to kryzys mądrości. Kohelet jest mędrcem, pisarzem, intelektualistą, o czym mówi także epilog (Koh 12,9-10). Pogardza głupotą, osiemdziesiąt pięć razy wypowiada swoje refleksje w pierwszej osobie, świadomy oryginalności własnych myśli. Jednak końcowy wynik poznania jest gorzki: „I skierowałem umysł swój ku temu, by zastanawiać się i badać, ile mądrości jest we wszystkim, co dzieje się pod niebem. To przykre zajęcie dał Bóg synom ludzkim, by się nim trudzili. Widziałem wszystkie sprawy, jakie się dzieją pod słońcem. A oto: wszystko to marność i pogoń za wiatrem. [...] Tak powiedziałem sobie w sercu: Oto nagromadziłem i przysporzyłem mądrości więcej niż wszyscy, co władali przede mną nad Jeruzalem, a serce me doświadczyło wiele mądrości i wiedzy. I postanowiłem poznać mądrość i wiedzę, szaleństwo i głupotę. Poznałem, że również i to jest pogonią za wiatrem, bo w wielkiej mądrości - wiele utrapienia, a kto pomnaża wiedzę - pomnaża cierpienie" (Koh 1,13-14.16-18). Homo sapiens zmuszony jest z powodu przekleństwa wiedzy wrodzonej naturze ludzkiej do odkrycia, że przedmiot poznania jest pustką, jest powtarzaniem, jest kruchością: „Jeśli jest coś, o czym by się rzekło: «Patrz, to coś nowego» - to przecież istniało to już w czasach, które były przed nami" (Koh 1,10). „Także filozof, który wierzy, że kieruje światem - pisze komentator, Daniel Lys - czyż nie kieruje tylko wiatrem. Paradoks mądrości mówi o tym, że najwyższa mądrość polega na świadomości, że mądrość jest wiatrem, gdy pretenduje do tego, by być najwyższą".
Nie ma więc żadnej różnicy między mądrością i głupotą? Kohelet odpowiada: różnica istnieje i jest straszna: mędrzec jest udręczony, niedouczony i radosny w swoim prostactwie. Jedynie człowiek mądry widzi pustkę, która zżera byt ludzki i śmierć, która przenika każde dzieło, jakie dokonuje się pod słońcem. Kohelet używa słowa ka 'as, by wyrazić cierpienie mędrca. Termin ten sugeruje strapienie, wewnętrzny ciężar i fizyczne uciemiężenie, także oburzenie na doświadczaną przemoc. Średniowieczny mistrz rabiniczny Saadia Gaon pisał: „Nauka odsłaniała Koheletowi wady, które gnieździły się w rzeczach". I zostały one odkryte jedynie dzięki absurdalnej, trudnej do pokonania wadzie, polegającej na chęci zrozumienia. Stajemy wobec jednej ze wspólnych cech mądrości intelektualnej wszystkich kultur, jak ironicznie stwierdza Chińczyk Su-shih (1036-1101): „Każda rodzina, gdy rodzi się dziecko, chce, aby było ono mądre. Ja, z powodu mądrości dużo cierpiałem i zniszczyłem całe moje życie. Wierzę, że moje dziecko będzie głupie i niedouczone: przeżyje wówczas życie spokojnie, stając się sługą".
Czwarta choroba niszczy całe stworzenie, to znaczy kosmos i historię, w którą klasyczny mędrzec rzuca się z wielką pasją, przekonany o możliwości jej zgłębienia, studiowania, tworzenia. Zacznijmy od natury, aby zobaczyć, jak widział ją Kohelet. Są to strofy o niezwykłym pięknie, „perła księgi", jak je określa uczony Thomas K. Cheyne. Przeczytajmy je: „...Ziemia trwa po wszystkie czasy. Słońce wschodzi i zachodzi, i na miejsce swoje spieszy z powrotem i znowu tam wschodzi. Ku południowi ciągnąc i ku północy zawracając, kolistą drogą wieje wiatr i znowu wraca na drogę swojego krążenia. Wszystkie rzeki płyną do morza, a morze wcale nie wzbiera; do miejsca, do którego rzeki płyną, zdążają one bezustannie" (Koh 1,4-7). Kosmiczny horyzont ukazany jest w postaci czterech elementów: ziemi, słońca, wiatru i morza. Możemy w nich dostrzec misterne nawiązanie do czterech żywiołów mistrzów jońskich: ziemi, ognia, powietrza i wody; także do czterech stron świata, których używali Egipcjanie. Prawo, które reguluje wszystko, jest zamkniętym, mechanicznym, powtarzającym się obiegiem. Słońce nie jest już wspaniałą gwiazdą, uznawaną za oblubieńca, za olbrzyma z Psalmu 19, lecz jest robotnikiem, który „tęskni" za wieczornym odpoczynkiem: użyte tu hebrajskie słowo odnosi się do niewolnika, który z utęsknieniem oczekuje wieczoru, aby odetchnąć po ciężkim trudzie (Hi 7,2). Bardzo znaczący jest przede wszystkim wiatr ze swoim nieustannym krążeniem, skrętami w różnych kierunkach, śrubami, którymi rysuje niebo, tworząc młynki, podmuchy, trąby powietrzne, wiry cyklonów. Czterokrotnie rozbrzmiewa słowo „wiać", obejmujące cztery wiatry, które umiejscawiają ziemię w jednym wirze. Nie jest to już podniosły wiatr pojawiający się w chwili stworzenia, „duch Boży unoszący się nad wodami" (Rdz 1,2), ani wiatr-duch, który powiewa w zielonym listowiu pnia Jessego (Iz 11,1-2), ani szmer łagodnego powiewu w synajskiej teofanii Eliasza (l Krl 19,12-13); teraz wiatr jest tylko gmatwaniną, wijącą się bez końca między niebem i ziemią, bez logiki, opuszczony w swoich arabeskach, niezdolny rozmawiać o Bogu bądź o kosmicznym planie. To tylko symbol wiecznego wzburzenia. Potem jest woda (na początku pojawił się stały ląd) przedstawiona w relacji rzeka-morze. Podlega stałemu, cyklicznemu ruchowi: biegnie do olbrzymiego zbiornika, jakim jest morze; wody podejmują swój bieg wyparowując lub -jak podaje kosmogonia orientalna - pojawiają się pod ziemią w postaci źródeł, przechodząc wcześniej przez podziemne przepaści. Cztery wielkie systemy: ziemski, słoneczny, meteorologiczny i hydrologiczny, nie są już czytelnymi znakami, nie mówią o Bogu ani Jego stworzeniu, że jest ono owocem harmonijnego planu zbawienia. Noszą natomiast w sobie choroby przynależne człowiekowi: brak ukierunkowania, powtarzanie, nietrwałość, zmęczenie, nudę, bezmyślne wzburzenie. Stworzenie nie jest już miniaturą na pergaminie, lecz palimpsestem, na którym nieprzerwanie pisze się i ściera powtarzające się esy-floresy.
Następnie jest natura, historia. Klasyczne odnosi sieją do najbardziej znanych fragmentów Koheleta, które zaraz przeczytamy. Jest ona potężna w swoim stylistycznym ubóstwie, powierzona suchej i seryjnej brutalności, sztywno powtarzającemu się paralelizmowi, prawdziwe pasmo nieskończonych „czasów i pór" (Koh 3,1-9). Na wytyczonej wcześniej osi kręci się stałe koło wydarzeń. Ich nieunikniony rozwój jest monotonny jak powtarzający się dźwięk, jak nieubłagany przepływ strumienia, skrzypiący jak odgłosy w czasie niszczenia. Właśnie tej nieprzerwanie płynącej rzeki dotyczy podstawowe pytanie: jaki sens ma to wszystko? Nie można zmienić kursu czasu i historii, przestawiając go na jakiś sens, ku jakimś innym ujściom, które nie byłyby początkiem powtarzającego się obiegu.
Następstwo dwudziestu ośmiu czasów
Czternaście par „biegunów", to znaczy krańców, przeznaczonych jest do pokazania - każdy według swojego rodzaju, małej całości: chodzi o ważną dla Orientu mistykę cyfr, w której zawartych jest dwadzieścia osiem elementów, podzielonych na dwie symboliczne grupy, 7 jako pełnia stworzenia i 4 jako strony świata. Lub -jeśli chcemy - 7 jako całość i bieguny dwóch powtórzeń (7x2 = 14 x 2 = 28). Posłuchajmy więc o tej słynnej serii czasów: „Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem: Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono, czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i czas budowania, czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsów, czas rzucania kamieni i czas ich burzenia, czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich, czas szukania i czas tracenia, czas zachowania i czas wyrzucania, czas rozdzierania i czas zszywania, czas milczenia i czas mówienia, czas miłowania i czas nienawiści, czas wojny i czas pokoju" (Koh 3,1-8). Historia jest więc chora; nie ma żadnego końcowego toru, bezustannie pochyla się nad sobą powtarzającymi się ruchami. Nie ma już eschatologiczno-mesjańskiej perspektywy. Interesujące, że ostatni „czas" to shalóm, mesjański pokój, jednak zredukowany do jednej z wielu pór, które powtarzają się na ziemi, uwięziony w stałych cyklach i wzajemnym przeplataniu się, obowiązkowym dla stworzenia i czasu.
Przechodzimy do następnej, piątej choroby, występującej w społeczności. „A dalej widziałem wszystkie uciski, jakie pod słońcem się zdarzają. I oto łzy uciśnionych, a nie ma kto ich pocieszyć; ręka ciemięzców twarda, a nie ma pocieszyciela" (Koh 4,1). Wspólnota ludzka i życie narodów są naznaczone chorobą z powodu przemocy i niesprawiedliwości. Świat jest jak dżungla, w której człowiek oszalał, oczekując na śmierć. Także prorocy zauważyli tę sytuację, jednak zareagowali gwałtownie, denuncjując zło i usiłując obalić tę hańbiącą logikę. Również powściągliwa w słowach Księga Przysłów zawierała wezwania przeciw niesprawiedliwości: „Kto uciska ubogiego, Izy jego Stwórcę" (Prz 14,31). Kohelet zadowala się natomiast gorzką oceną społecznego nieporządku, nie okazuje oburzenia ani nie nawołuje do walki. Przeciwnie, jego konkluzja jest całkiem pesymistyczna: „Więc za szczęśliwszych uznałem martwych, którzy dawno już zmarli, od żyjących, których życie jeszcze trwa; za szczęśliwszego zaś od jednych i drugich uznałem tego, co jeszcze wcale nie istnieje ani nie widział praw niegodziwych, jakie się dzieją pod słońcem" (Koh 4,2-3). Smutna i straszna szczęśliwość!
Inne, równie gorzkie uwagi czytamy w tej księdze pod adresem społeczności, która ma konserwatywne tendencje polityczne, lecz nie jest wcale mniej wybuchowa (pomyślmy o anarchicznym konserwatyzmie pewnych pisarzy, jak: Celinę, Cioran, lonesco...). Interesująca jest na przykład krytyka rewolucji namalowana w tak syntetyczny i aluzyjny sposób, iż wydaje się zaciemniona, chociaż w swej istocie jest bardzo wyraźna. To przypowieść, która korzysta być może z zapisków dotyczących zamachu stanu, którego opis przekazuje w taki sposób, że staje się on apologią ucisku władzy. „Lepszy młodzieniec ubogi, lecz mądry, od króla starego, ale głupiego, który już nie umie korzystać z rad. Wyszedł z więzienia, aby królować, a zdobył godność królewską, choć urodził się biedny. Widziałem, jak wszyscy żyjący, co chodzą pod słońcem, stanęli przed młodzieńcem, drugim [po królu], który miał zająć jego miejsce. Nieprzeliczony był cały lud, na którego czele on stanął. Ale potomni też nie będą z niego zadowoleni. Bo także i to jest marność i pogoń za wiatrem" (Koh 4,13-16). Trudno jest odczytać ten epizod z młodym buntownikiem, uwięzionym przez sklerotycznego władcę, uwolnionym przez tłum i okrzykniętym królem, który później stał się ciemięzcą (Józef w Egipcie lub Dawid bądź Jeroboam, buntownik przeciw Salomonowi i założyciel oddzielnego królestwa Izraela, bądź wydarzenia współczesne autorowi?). Bardzo jasne jest natomiast potępienie władzy, którą Kohelet nazwał bliskim mu słowem, hebel/habel, „pustka".
Szósta choroba jest jeszcze bardziej radykalna; to ta, która deprawuje ludzką egzystencję. Mieliśmy już okazję mówić o tym, że według Koheleta człowiek ma w sobie ukryte cechy „zwierzęce", nie tylko z powodu swojego zachowania, lecz także swojej struktury: kiedy Bóg cofnął swoje tchnienie, to znaczy akt stwórczy i początek życia, człowiek upadł w proch jak zwierzę i Kohelet nie widzi miejsca na inne, jaśniejące życie (Koh 3,18-21 i 12,7). Są to jego najbardziej poetyckie strofy, w których maluje wizję ludzkiej egzystencji, ujętą w formie zachodu słońca bądź starości. To ostatnia pieśń w tej księdze (Koh 11,7-12,8) o lirycznym i melancholijnym nastroju, zbudowana w formie dyptyku, aby zachwytowi nad młodością i „czarnymi włosami" przeciwstawić zanurzenie się człowieka w przepaść „dni strasznych i ciemnych", w starczy rozkład i śmierć. To rodzaj „pożegnania z życiem", pokazanego w całej kruchości i słabości właśnie w starości. Zostawmy obraz krótkiej młodości, która jest tylko „podmuchem" (Koh 11,7-10), i zatrzymajmy się przy innym obrazie, pokazującym starość i śmierć, naznaczoną symbolami mroku i rozkładu.
Zima w zrujnowanym zamku
Rozpoczyna się on zimową sceną połączoną z mądrościowym wezwaniem, aby pamiętać o swoim Stwórcy w dniach młodości: po hebrajsku „Stwórca" brzmi podobnie do „twój grób"! Kolorem dominującym jest czerń ciemności, niebo bez światła: „Pomnij jednak na Stwórcę swego w dniach swej młodości, zanim jeszcze nadejdą dni niedoli i przyjdą lata, o których powiesz: «Nie mam w nich upodobania»; zanim zaćmi się słońce i światło, i księżyc, i gwiazdy, i chmury powrócą po deszczu" (Koh 12,1-2). Całun ciemności spowija całą przestrzeń i czas: to obraz zimy bez słońca, która nigdy nie ma końca; Są takie dni w życiu, których nie chcemy wspominać, ponieważ budzą wstręt. Zima jest porą życia człowieka, która określa jego statut egzystencjalny.
Teraz, jak w książce Wirginii Woolf „Do latarni morskiej", Ko-helet prowadzi nas do zrujnowanego zamku. W bramie spotykamy się ze stróżami domu. Są to trzęsący się staruszkowie, niezdolni, by nas zatrzymać. Po przejściu stróżówki pojawiają się przed nami „silni mężczyźni", to znaczy prywatna ochrona, która jednak wzbudza prawie współczucie, ponieważ są to ludzie starzy i zgarbieni. Znajdujemy się na pałacowym dziedzińcu. Ostatnie kobiety, które mają mleć zboże na chleb, są tak stare i słabe, że nie są w stanie obracać wielkiego kamienia na cokole. Wzrok kieruje się na maty w oknach, będące do dzisiaj w użyciu w arabskich pałacach, aby chronić od upału i światła słonecznego: nie potrafimy przez nie dostrzec błysków kobiecych oczu. Jeszcze bardziej nieznośna jest cisza, która ogarnia nas w ponadczasowym bezruchu. Wydaje się, jakby i ptaki uciekły. Zresztą ich świergot nie byłby nawet słyszalny dla starych mieszkańców pałacu. Także piosenki (po hebrajsku „córki śpiewu"!) z ich melodiami i rytmami zmieniły się do tego stopnia, że przestano je słyszeć, ponieważ staruszkowie nie lubili śpiewać ani słuchać piosenek, będących oznaką radości i beztroskiej młodości. Przeczytajmy strofy Koheleta: „.. .w czasie, gdy trząść się będą stróże domu i uganiać się będą silni mężowie, i będą ustawały kobiety mielące, bo ich ubędzie i zaćmią się patrzące w oknach; i zamkną się drzwi na ulicę, podczas gdy łoskot młyna przycichnie i podniesie się do głosu ptaka i wszystkie śpiewy przymilkną" (Koh 12,3-4).
W tym momencie scena zmienia się. Jesteśmy prowadzeni na wieś, ścieżkami pośród roślin, na otaczające zamek pagórki. Starzec boi się pagórków, ponieważ łatwo dostaje zawrotów głowy. Nie lubi także dróg prowadzących na wzgórza, ponieważ brakuje mu tchu. Oto drzewo migdałowe, pierwsze, które kwitnie na wiosnę. Biel jego korony kwiatów przywołuje na myśl siwiznę starca, który je podziwia. Wzrok pada na łąkę: oto skacząca szarańcza, przypominająca o utraconej zręczności starca, teraz ciężkiego i powolnego. Dalej krzew kapara, sławiony przez Plutarcha jako przyprawa pobudzająca i ułatwiająca trawienie. Być może kapar cytowany jest w tym fragmencie przez Koheleta, z powodu swoich właściwości pobudzających popęd płciowy, nieprzydatny już dla starca, którego apetytu gastronomicznego ani seksualnego nie może już pobudzić żaden środek podniecający. Scena rozpływa się coraz bardziej w alegorii starości. Słowa Koheleta kończą się na placu zamkowym, z którego wyszliśmy. Tam zbierają się zawodowe płaczki na pogrzeb staruszka złożonego do grobu, czyli „domu bez czasu". „Odczuwać się będzie nawet lęk przed wyżyną i strach na drodze; i drzewo migdałowe zakwitnie, i ociężała stanie się szarańcza, i pękać będą kapary, bo człowiek zdążać będzie do swego wiecznego domu i kręcić się już będą po ulicy płaczki" (Kohl2,5).
Temat śmierci dominuje w ostatniej strofie, osłoniętej pogrzebowym kirem. Obrazy są przykre i pokazują gwałtowne zniszczenie, w którym wszystko jest roztrzaskane, rozbite, połamane i popękane. Są tu użyte cztery symbole. Zaczyna się od uciętego srebrnego sznura, (Dlaczego?). Na jego końcu jest zawieszona złota kula, być może lampa lub naczynie bankietowe (grecki „krater"). Ta lampa-kielich roztrzaskuje się, spadając na ziemię, ponieważ święto już się skończyło. Pojawia się dzban do czerpania wody, który postawiony na brzegu tryskającej fontanny upada, uderzony nogą, rozbijając się na kawałki. Końcowym obrazem jest studnia - na starożytnym Bliskim Wschodzie przedmiot symbolizujący śmierć. Zamontowany przy studni kołowrót, wprowadzony w Palestynie właśnie w III wieku przed Chr., jest elementem pozwalającym na ustalenie daty powstania Księgi Koheleta. Także on zostaje złamany, czerpanie wody jest zakazane, więzy z życiem zostały zerwane. Śmierć stoi już przed starcem, który ucieleśnia status całej ludzkości przeznaczonej na śmierć. Powróci on do tego prochu, z którego został stworzony, a Bóg odbierze mu tchnienie życia (por. Rdz 2,7). A oto słowa Koheleta: „...zanim się przerwie srebrny sznur i stłucze się czara złota, i dzban się rozbije u źródła, i w studnię kołowrót złamany wpadnie; i wróci się proch do ziemi, tak jak nią był, a duch powróci do Boga, który go dał" (Koh 12,6-7).
Ogólna uwaga odnosząca się do tej pieśni Koheleta jest taka: zamek stanowi jasną aluzję do fizjologii starca. Ciało, jak wiemy, jest dla semity wyrazem całej egzystencji. „Stróże domu" - to ramiona, „silni mężowie" - to nogi, „mielące" - to zęby, „patrzące w oknach" - to oczy, uciszenie hałasów odnosi się do głuchoty itd. Jednak jest to tylko aluzja traktowana z przymrużeniem oka.
Nad tym wszystkim dominuje motto Koheleta, prawdziwy herb i końcowa pieczęć: „Marność nad marnościami - powiada Kohe-let - wszystko jest marnością" (havel havalim .. .hakkol havel Koh 1,2; 12,8). W świecie pozorów, pytań i powtórzeń jedynym pewnikiem jest śmierć, która przedstawia ludzką egzystencję w krzywym zwierciadle. Zrozumiała jest więc wywołująca dreszcze deklaracja Koheleta, złożona w 6,3-5: „Gdyby ktoś zrodził nawet stu synów i żył wiele lat, i dni jego lat się pomnożyły, lecz dusza jego nie nasyciła się dobrem i nawet pogrzebu by nie miał - powiadam: Szczęśliwszy od niego nieżywy płód, bo przyszedł jako nicość i odchodzi w mroku, a imię jego mrokiem zakryte; i nawet słońca nie widział, i nic nie wie; on większy ma spokój niż tamten".
„Bóg jest w niebie, a ty na ziemi"
A oto ostatnia i najcięższa choroba człowieka Biblii, to znaczy choroba teologii. Bóg Koheleta jest naprawdę Deus absconditus: „Niezmierzoność Boga nie jest dla Koheleta niczym radosnym; wspaniała sama w sobie, pozostaje tylko nieprzenikalnością" (Horst Seebass). Słuszne powody, jakie może mieć Bóg - chłodno i obojętnie nazywany 32 razy na 40 ha-'elohim, to znaczy „Bóg" - nie mają dla nas znaczenia, ponieważ pozostają nieznane. Jego dzieło zawiera w sobie niezrozumiałość, która gasi wszelkie pytania i daremnym czyni sprzeciw, a także próby rozszyfrowania go. Bardzo znacząca jest jedyna ściśle religijna deklaracja (Koh 4,17-5,6) dotycząca kultu i ślubów: „Nie bądź pochopny w słowach, a serce twe niech nie będzie zbyt skore, by wypowiedzieć słowo przed obliczem Boga, bo Bóg jest w niebie, a ty na ziemi. Przeto niech słów twych będzie niewiele" (Koh 5,1). „Postanowiono, czym ma być człowiek: toteż nie może on z Tym się prawować, kto mocniejszy jest od niego" (Koh 6,10) i musi się z tym pogodzić. „Jak nie wiesz, którą drogą duch wstępuje w kości, co są w łonie brzemiennej, tak też nie możesz poznać działania Boga, który sprawia wszystko" (Koh 11,5). W obliczu takiej wizji, każdy dialog z Bogiem zatrzymuje się i ogranicza do „paru słów".
Jak więc możemy nazywać Koheleta „słowem Boga"? Jak można było w hebrajskim kanonie Pisma Świętego, a więc wspólnoty hebrajskiej i chrześcijańskiej, umieścić tekst tak „skandaliczny"? Oczywiście, „ascetyczna" interpretacja, która widziała w tym dziele wezwanie do dystansu wobec świata, pomogła zaliczyć Koheleta do kanonu Pisma Świętego, a przynajmniej posłużyła do tego, by osłabić jego prowokacyjne brzmienie, co zresztą widać już w epilogu, którego autor ogranicza nauczanie Koheleta do klasycznej dogmatyki mądrościowej: „Boga się bój i przykazań Jego przestrzegaj, bo cały w tym człowiek! Bóg bowiem każdy czyn wezwie przed sąd dotyczący wszystkiego, co ukryte: czy dobre było, czy złe" (Koh 12,13-14). Rabini, aby usprawiedliwić Koheleta odwoływali się do jego wezwań do radości życia lub ciekawych argumentów słownych: pierwsze i ostatnie słowo Księgi (kolejno: dibre, „słowo" i m', „przewrotny, zły") znajdują się w Torze, to znaczy w Prawie! W rzeczywistości jest to droga pozwalająca zrozumieć, że ta uboga teologia może stanowić część objawienia biblijnego i być z nim spójna, bez uciekania się do hermeneutycznych korekt, które sprawiają, iż tekst staje się nieszkodliwy i „ortodoksyjny".
Widzieliśmy już, że w Biblii Słowo Boże ucieleśnia się i wyraża poprzez historię i istnienie. Przybiera ono jednak ubogi wygląd; może być pytaniem, błaganiem (Psalmy), a nawet złorzeczeniem (Hiob) czy wątpliwością (u Koheleta). W ten sposób możemy stwierdzić, że w samym kryzysie człowieka i milczeniu Boga może kryć się słowo, obecność, tajemnicze objawienie Boże. Gorzkie pytanie człowieka, na przykład Hioba, może być tajemniczo zapłodnione przez Boga. Dla człowieka typu Koheleta, będącego bez złudzeń i mającego kryzys mądrości, bliskiego już granicy milczenia i negacji, objawienie może się dokonać w ciemnościach. W Biblii i w życiu milczenie Boga nie musi oznaczać przekleństwa, lecz jest, paradoksalnie, okazją do spotkania na nieznanych i zaskakujących drogach. Kohelet jest więc świadectwem Boga ubogiego, który jest nam bliski nie poprzez swoją wszechmoc, lecz poprzez „wcielenie"; i właśnie poprzez ten braterski gest zbawia nas i nam się objawia.
Słowo „natchnione" u Koheleta winno być w końcu interpretowane w świetle ogólnej koncepcji historii typu linearno-mesjańskiego, jaką daje Biblia, a którą Kohelet odrzuca, proponując swoją wizję cykliczną (Koh 3). Linearność nie może być inna jak tylko teologiczna, to znaczy, że działa na podłożu historii, na poziomie transcendentnym. Natomiast rozwój historyczny jest sinusoidalny, zna postoje i kręte przejścia, powolne etapy spełniania i negacje. Kohelet, przekonany, że „To, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie" (Koh 1,9), poprzez swoją wizję potwierdza ten historyczny realizm, wewnątrz którego działa Bóg. Jednak, poprzez swoje radykalne pytania, staje się także wezwaniem do pójścia dalej, do dania ostatecznej, ale nie wymijającej odpowiedzi. To właśnie daje nam objawienie biblijne, pokazując Koheletowi i jego braciom możliwość przekroczenia powtórzeń, także dlatego, że - jak zwraca się do Koheleta Dawid Turoldo w swoim zbiorze poetyckim „Nel segno del Tau": „...nigdy nie pojawia się ta sama fala, ani morze, ani to samo światło nie wznosi się na róży: ani nie przyjdzie świt, żebyś ty nie był już inny!". Rzeczywiście, zaraz po Kohelecie następuje w Biblii Pieśń nad Pieśniami.
ks. Gianfmnco Ravasi
Ks. Gianfranco Ravasi, kapłan diecezji mediolańskiej, wybitny włoski biblista i znawca języka hebrajskiego, były członek Papieskiej Komisji Biblijnej, Prefekt Biblioteki-Pinakoteki Ambrosia-na w Mediolanie. Prowadzi we włoskiej telewizji cotygodniowe programy na temat Słowa Bożego. Autor kilkudziesięciu książek przetłumaczonych w wielu krajach świata.
Kryzys połowy życia. Szansa na rozwój, ks. Zdzisław Kroplewski
Życie człowieka, także psychiczne i duchowe, nie przebiega po linii prostej. Jego charakterystyczną cechą są wzloty i upadki, rozwój i cofanie się. Szczególnie trudne dla człowieka są sytuacje, które nazywamy „kryzysowymi". Kryzys nie jest zjawiskiem, które można opisać w sposób jednoznaczny. Według psychologów, jedno wydaje się pewne: kryzys nie musi prowadzić do pełnej dezorganizacji życia, może być etapem, który człowiek wykorzysta do wzrostu, do własnego rozwoju1. W tym artykule dokonam analizy kryzysu połowy życia człowieka. Jest to kryzys, który powstaje wtedy (najczęściej pomiędzy 35 a 45 rokiem życia), gdy człowiek mając świadomość swojego wieku, podsumowuje swoje osiągnięcia życiowe i z jednej strony widzi swoje wcześniejsze plany, zamierzenia, a z drugiej - swoje porażki i niezrealizowane cele. Porównanie tego, co zrobił z wcześniejszymi ideałami może powodować niekorzystny bilans i negatywne przeżycia.
Patrząc z innej strony, kryzys ten polega na swoistym psychicznym zmęczeniu człowieka związanym z przeżyciem pewnego okresu życia, ocenie tego okresu i spojrzeniem w przyszłość, która wymaga podjęcia następnego wysiłku, na który nie zawsze jeszcze człowieka stać. Perspektywa mijającego w szybkim tempie życia powoduje stres i rozczarowanie.
Aby dobrze zrealizować podjęte zadanie, najpierw przeanalizuję ogólne pojęcie kryzysu, zwłaszcza w perspektywie szansy i zagrożeń dla rozwoju człowieka. Potem podam charakterystykę tego etapu życia, który nazywamy „połową życia". Następnie, w ostatniej części artykułu, pokażę kryzys połowy życia z perspektywy siły napędowej do dalszego rozwoju. W dzisiejszych czasach zmieniło się podejście do rozwoju. Nie mówi się o rozwoju tylko w perspektywie człowieka młodego (dzieci lub młodzieży), lecz uważa się, że rozwój dotyczy człowieka w całym okresie jego życia, a więc od poczęcia aż do śmierci. Stąd „połowa życia" człowieka jest także etapem jego rozwoju.
Kryzys w życiu człowieka - szansa i zagrożenie
Aby dobrze ocenić i przeanalizować kryzys połowy życia, należy zdać sobie sprawę z tego, czym w ogóle on jest, jakie są jego przyczyny i jakie niesie ze sobą szansę i zagrożenia. Potocznie słowo „kryzys" wzbudza najczęściej negatywne skojarzenia. Gdy słyszymy, że ktoś przeżywa kryzys, myślimy, że dzieje się z nim coś złego i że ten stan doprowadzi do negatywnych skutków. Jednakże kryzys nie musi mieć tylko negatywnych wymiarów, może nieść również pozytywne skutki. Może być powodem pozytywnego przełomu w życiu.
Dla zrozumienia, czym jest kryzys w życiu człowieka, przytoczę niektóre określenia, których używa się, definiując sytuacje kryzysowe. O kryzysie mówimy wtedy, gdy jakaś sytuacja, na przykład społeczna lub polityczna, rozwija się w niebezpiecznym kierunku. W medycynie o kryzysie mówi się wtedy, gdy opisuje się kulminacyjny punkt choroby, po którym następuje albo wyzdrowienie, albo pogorszenie stanu pacjenta i w jego następstwie śmierć. Kryzys jest opisywany także jako sytuacja, która wymaga od człowieka jakiegoś radykalnego rozstrzygnięcia. Sytuacja taka powoduje najczęściej przejściowy stan zachwiania równowagi psychicznej, czasami perturbacje w uznawanym systemie wartości, a także zachwianie sensu życia.
Kryzysem są określane także takie przeżycia człowieka, które powstają jako reakcja na trudną sytuację, której człowiek nie potrafi rozwiązać, wykorzystując swoje dotychczasowe umiejętności. Sytuacja taka może, na przykład powstać wtedy, gdy człowiekowi stawia się wymagania, zadania, którym albo nie potrafi sprostać, albo są one na granicy jego możliwości radzenia sobie w sytuacjach trudnych. Z kryzysem jest często utożsamiany stan ciągłego emocjonalnego napięcia (występujący na przykład podczas stresu), który trudno jest człowiekowi znieść. Dlatego też podczas przeżywania kryzysu ludzie mają zmniejszone umiejętności radzenia sobie z trudnościami. Objawy kryzysu można też zauważyć w innych sprawach niż tylko te bezpośrednio związane z kryzysem.
Opis dokładnej struktury kryzysu psychologicznego nie jest prosty. Struktura kryzysu jest bowiem różna, w zależności od sytuacji, która wywołała kryzys, od osobowości człowieka, a także od stanu zagrożenia integracji osobowości. Chociaż opisuję pewne prawidłowości występujące u większości ludzi w trakcie przeżywania kryzysu, to jednak kryzys jest tak bardzo indywidualnym przeżyciem, że każdy człowiek przechodzi przez niego we właściwy dla siebie sposób.
Od strony trwania mówi się o następujących formach kryzysów: kryzysy chroniczne, kryzysy krótkotrwałe, ale ostre, kryzysy powtarzające się.
Kryzysy chroniczne występują u ludzi, którzy mają tzw. osobowość kryzysową, czyli duże emocjonalne trudności w przeżywaniu sytuacji trudnych, a zwłaszcza małą odporność ma frustrację, stres i wewnętrzne konflikty. Stąd też u pewnej grupy ludzi (często o skłonnościach nerwicowych) występuje kryzys o charakterze permanentnym.
Kryzysy krótkotrwałe mogą wystąpić u większości ludzi. Ich powodem są najczęściej zewnętrzne okoliczności (na przykład śmierć osoby najbliższej) i nieco obniżony stan odporności fizyczno-psychicznej człowieka. Zaczynają się one najczęściej w sposób nagły
1 kończą po kilku tygodniach. Często taki krótkotrwały kryzys ma ostry przebieg, w wyniku którego mogą wystąpić bardzo znaczące przewartościowania w życiu człowieka. Czasami może on też spowodować negatywne zmiany w osobowości człowieka.
Pewna grupa ludzi ma też tendencję do występowania powtarzających się kryzysów. Taka sytuacja najczęściej ma miejsce u ludzi o kryzysowym sposobie reagowania na sytuacje trudne. Kryzysy powtarzające się po jakimś czasie najczęściej mijają i człowiek funkcjonuje poprawnie aż do następnego kryzysu. Są one jednak bardzo trudnym przeżyciem dla samego człowieka, a także dla jego otoczenia.
Nie każdą jednak sytuację, w której występują trudności natury emocjonalnej, można określić jako kryzysową. Według psychologów, aby daną sytuację określić jako kryzysową, muszą w niej współwystępować następujące czynniki:
silne napięcie emocjonalne;
problem, który wywołał kryzys jest co najmniej subiektywnie ważny;
u człowieka występuje bezradność wobec danego problemu, sytuacji;
ma miejsce dłuższe poczucie dyskomfortu psychicznego;
złowiek nie ma dostatecznego oparcia i pomocy u osób najbliższych.
Każdy kryzys psychologiczny może być zarówno szansą, jak i zagrożeniem. W sposób oczywisty można zauważyć zagrożenia, które tkwią w przeżywaniu kryzysu. W trakcie trwania kryzysu występuje bowiem rozbicie osobowości, a w jego rezultacie - rozkład dotychczasowych sposobów funkcjonowania. Następuje załamanie linii życia, przyszłość dla danego człowieka nie wygląda już tak pozytywnie, jak wcześniej. W trakcie kryzysu często występuje depresja, próby wycofania się z dotychczasowej aktywności, człowiek przeżywający kryzys nie widzi możliwości wyjścia z sytuacji, w której się znalazł. Obniża się także sposób jego funkcjonowania, na przykład, dotychczasowe obowiązki są wykonywane na niższym poziomie niż wcześniej lub są zaniedbywane. Może on także prowadzić do wystąpienia nerwicy, która będzie wymagała fachowej pomocy psychologa klinicznego lub psychiatry.
Kryzys może mieć także pozytywne skutki. Może być pewną mobilizacją do zmiany dotychczasowego sposobu funkcjonowania, spowodować przejście na wyższy stopień funkcjonowania psychicznego i duchowego. Znana jest w psychologii teoria dezintegracji pozytywnej, stworzona przez polskiego psychiatrę Kazimierza Dąbrowskiego. Odnosząc to wprawdzie do rozwoju psychicznego człowieka, twierdzi on, że aby wejść na wyższy poziom rozwoju, człowiek przechodzi przez etap rozbicia dotychczasowych sposobów funkcjonowania, schematów zachowania. U człowieka następuje swoiste rozbicie osobowości. Na tych „gruzach" może jednak powstać nowe, na wyższym poziomie, ustrukturalizowanie. W wyniku czasowej dezintegracji człowiek wchodzi na wyższy poziom osobowości. Teoria Dąbrowskiego, szerzej ujęta, może służyć jako model do pokazania szans, jakie tkwią w przeżywanym kryzysie. Kryzys, chociaż jest stanem niepożądanym i nieprzyjemnym, może w końcowym efekcie doprowadzić do dojrzalszego funkcjonowania człowieka.
Połowa życia - podsumowanie kryzysowe
Kryzys połowy życia powstaje w wyniku pewnego rodzaju rozrachunku z przeszłością, podsumowania tego, co dotychczas zrobił. Jest ono trudne, gdyż człowiek ma początkowo trudności w zaakceptowaniu zmian występujących u niego zgodnie z rytmem życia. Dlatego też połowę życia nazwałem „podsumowaniem kryzysowym". Występuje on najczęściej pomiędzy 35 a 45 rokiem życia. Znakiem przeżywania kryzysu jest jednak nie wiek, lecz treść i jakość sytuacji kryzysowych. Trudno też określić dokładny moment rozpoczęcia kryzysu - najczęściej rozpoczyna się on od przeżywania większych niż dotychczas trudności w realizowaniu zadań życiowych (rodzinnych, społecznych, zawodowych), występuje też częstsza niechęć do tego, co się robi. Warto też sobie uświadomić, że nie każdy człowiek przechodzi przez kryzys polowy życia. Nie u każdego jest on przeżywany tak silnie, że otoczenie zauważa jego zewnętrzne objawy.
Trudno jest dokładnie skatalogować objawy kryzysu połowu życia. Warto jednak pamiętać, że nie u każdego będą występowały wszystkie objawy. U różnych łudzi może być zauważane różne natężenie objawów. Pierwszym z nich jest występujące zmęczenie. Ma ono charakter zarówno fizyczny, jak i psychiczny. Człowiek zauważa, że od strony fizycznej nie jest już tak sprawny, jak był wcześniej. Często podczas podejmowanych prób aktywności nie chce się z tym pogodzić i dlatego nie chce zmienić stylu życia. Inni zaczynają mu więc przypominać: „nie jesteś już taki młody, zmień tempo życia". Zmęczenie ma też charakter psychiczny. Wyraża się ono w zmniejszonej wytrzymałości psychicznej: wydarzenia, które dotychczas nie powodowały kłopotów, teraz są powodem rozdrażnienia.
W okresie połowy życia u pewnej części ludzi mogą zacząć występować pierwsze objawy poważniejszych chorób. Mogą one powodować lęk, a także zbytnią troską o własne zdrowie; u części osób może się to przerodzić w zachowania hipochondryczne. Inni zachowują się wprost przeciwnie: zaprzeczają wszelkim objawom mogącej się pojawić choroby. Część ludzi, zwłaszcza mężczyzn, ma w tym okresie poczucie dużej siły witalnej, uważają, że mogą jeszcze w życiu dużo zrobić. Jest to oczywiście prawdziwe stwierdzenie, czasami jednak ma miejsce przecenianie swoich możliwości i niedostosowanie ich do zachodzących zmian. Może to być powodem zachowań podejmowanych na przekór oznakom wieku średniego, manifestujących własną siłę i zdrowie.
Innym możliwym zjawiskiem wiążącym się z podsumowaniem połowy życia jest negatywna ocena możliwości zrealizowania własnych ideałów. Część ludzi twierdzi, że w życiu niewiele udało im się zrobić. Niektórzy przeżywają gorzką prawdę, że ideały, które mieli w młodości, okazały się nie do zrealizowania. Stąd bierze się frustracja związana z niezrealizowaniem zamierzonych celów, poczucie życiowej porażki, rozczarowanie życiem, własnymi osiągnięciami. W efekcie może wystąpić załamanie dotychczasowej linii życia. To może spowodować albo gorączkowe poszukiwanie nowych celów życiowych, albo rezygnację z ideałów i zgodę na płaskość życia i brak zaangażowania.
Innym z możliwych objawów kryzysu połowy życia jest objaw wypalenia. Ludzie mają odczucie, że zbyt dużo czasu i energii poświęcili sprawom, rodzinnym, zawodowym, realizacji własnego powołania, i w związku z tym przeżywają zmęczenie, brakuje im siły do dalszej aktywności. Częściej jednak objawem wypalenia jest brak chęci do podjęcia się nowych zadań i do dobrego realizowania dotychczasowych obowiązków. W efekcie część ludzi nie chce dalej pracować i zaangażować się w cokolwiek, nie ma siły, aby dalej wypełniać własne zadania i obowiązki, czują, że ideały dawno wyblakły i w efekcie przestały być siłą napędową aktywności danego człowieka.
Patrząc z innej strony, objawem kryzysu połowy życia może być poczucie znudzenia swoim dotychczasowym stylem życia i obowiązkami. Człowiek dochodzi do wniosku, że wszystko w życiu jest zbyt unormowane, brakuje mu nowych wrażeń. Z jednej strony może poddać się temu znudzeniu i przyzwyczaić do braku aktywności, z drugiej - próbować podejmować nowe zadania, jednak w sposób nerwicowy, próbując działać jak młodzieniec, nie licząc się ze swoimi możliwościami i społecznym odbiorem swoich zachowań.
Część ludzi ma jednak odmienne odczucia niż wyżej opisane. Nie czują się przegrani ani pokonani. Wprost przeciwnie, mają pewność, że już coś zrobili w życiu, że wszystko im się udało. W efekcie nabierają zbyt dużej pewności siebie, są mało krytyczni i nie przyjmują uwag innych. Przyzwyczajają się do zachowań, które określane są jako autokratyczne. Bywa to niebezpieczne dla otoczenia, które jest zmuszane do akceptowania wszelkich zachowań danego człowieka, także negatywnych. Tego typu osoby drugą połowę swojego życia przeżywają w sposób nerwicowy, mając ciągłe pretensje do otoczenia. W efekcie takiego zachowania szkodę ponosi sam człowiek i środowisko, w którym żyje.
Zdarza się, że człowiek w kryzysie potowy życia podejmuje negatywne decyzje. Niektórym wydaje się, że to, co dotychczas zrobili, było złe, niepełne, że nie realizowali samych siebie. Próbują więc dokonać nowych wyborów. Czasami są one neurotycznym poszukiwaniem młodości, miłości, nowych, silnych przeżyć, człowiek chce w ten sposób uratować swoją młodość. Zdarza się, że osoba zamężna około czterdziestego roku życia podejmuje decyzję o zerwaniu związku małżeńskiego, decyduje się na zdradę małżeńską jako formę poszukiwania czegoś nowego, udowodnienia sobie, że jest się jeszcze młodym i atrakcyjnym człowiekiem. U osoby powołanej, na przykład u kapłana czy osoby zakonnej, może w tym okresie życia wystąpić załamanie powołania, czasami nawet odejście od kapłaństwa czy opuszczenie zakonu.
Nie ma jednakowych dla wszystkich sposobów reakcji na kryzys połowy życia, nie ma nawet pewności, że kryzys połowy życia występuje u większości ludzi. Jednak u większości ludzi w opisywanym przeze mnie okresie można zauważyć jakąś formę zachwiania życiowego. U niektórych (ze względu na okoliczności zewnętrzne lub własne cechy osobowości) może wystąpić bardzo poważny i trudny do przeżycia kryzys połowy życia, u innych mogą wystąpić tylko małe zachwiania osobowościowe. Powyższy opis objawów może pomóc każdemu z nas w pewnej refleksji nad swoim życiem i stanowić dla nas pomoc w przeżywaniu kryzysu połowy życia.
Kryzys połowy życia siłą napędową rozwoju
Tak jak każdy rodzaj kryzysu, tak też i kryzys połowy życia ma nie tylko skutki negatywne. Może on być swego rodzaju pomocą w pozytywnym przewartościowaniu życia. Wspomniana wyżej teoria dezintegracji pozytywnej wskazuje na możliwość wykorzystania kryzysu dla przejścia na wyższy etap rozwoju. Taką rolę szczególnie może pełnić kryzys połowy życia, gdyż jest on jakoby wpisany w historię ludzkiego rozwoju. Nie jest on spowodowany zaniedbaniami człowieka lub jakimiś negatywnymi wydarzeniami zewnętrznymi, lecz jest wynikiem procesu dojrzewania człowieka, a dojrzewanie wymaga przejścia przez trudne sytuacje.
Kryzys potowy życia może być wykorzystany jako szansa do dalszego rozwoju. Negatywne przeżycia, zwłaszcza krytyczna ocena własnych osiągnięć może pomóc człowiekowi zmobilizować się do poszukiwania nowych, bardziej urealnionych od dotychczasowych doświadczeniach, ideałów. Wprawdzie do nowych celów życiowych człowiek nie będzie już podchodził z taką samą energią jak wcześniej, ale mogą być one realizowane w sposób bardziej rozsądny, dostosowany do możliwości człowieka.
Kryzys połowy życia może być szansą na większą roztropność w działaniu. Wiek średni jest etapem, w którym człowiek może jeszcze dużo zrobić. Ma on jeszcze wystarczająco dużo sił fizycznych, by podjąć aktywność fizyczną i umysłową. Kiedy dostosuje się, po wcześniejszych negatywnych doświadczeniach, zapał do swoich możliwości, praca, wszelka osobista aktywność może okazać się bardziej efektywna.
U części ludzi występuje odczucie, że po czterdziestce życie szybko upływa, więc trzeba jeszcze coś zrobić. Część ludzi podejmuje się więc nowych zadań, zaczyna zajmować się działalnością charytatywną, inni zajmują się pracą społeczną, jeszcze inni angażują w życie parafialne czy też ruchy religijne. U części małżonków występuje na przykład odczucie, że dzieci już są odchowane (albo są już dorosłe, albo zaczynają odchodzić z domu, zakładając własne rodziny), trzeba więc zmienić swój życiowy cel. Zmieniają swój dotychczasowy styl życia i wnoszą wiele pozytywnego do swojej społeczności, na przykład do wspólnoty parafialnej.
Zdarza się, że kryzys połowy życia przebiega w sposób dramatyczny. Człowiek podejmuje negatywne działania, zrywa z dotychczasowymi zobowiązaniami. Nawet jednak wtedy sytuacja kryzysowa może być siłą napędową do dalszego rozwoju. Zależy to jednak od kilku czynników. Po pierwsze, od samego człowieka, czyli od tego, czy po pewnym etapie życie będzie miał siłę, aby powrócić do refleksji nad swoimi problemami i będzie chciał naprawić swoje zaniedbania i z większą dojrzałością i zgodą na siebie podejmie się nowego etapu życia. Po drugie, od zewnętrznego środowiska, zwłaszcza najbliższego, od tego, czy będzie ono wyrozumiałe wobec negatywnych zachowań osoby, które wynikały z kryzysu potowy życia i da jej szansę na zmianę. Jeżeli te dwa czynniki (wewnętrzny i zewnętrzny) wystąpią razem, to jest duża szansa, że człowiek z nową silą podejmie się przemiany życia.
0 tego typu sytuacji możemy mówić na przykład w przypadku przemiany życia u św. Ignacego Loyoli. Kryzys dotychczasowego życia spowodował u niego całkowite przewartościowanie życia. Podobnie u wielu ludzi kryzys połowy życia może być siłą napędową do podjęcia nowych wyzwań, a zwłaszcza do zrewidowania swojego dotychczasowego zachowania. W efekcie może on pomóc w radykalnej zmianie, powiązanej jednak z roztropnością. Cza sami, ze względu na pomyłki wieku młodzieńczego i negatywne zachowania w trakcie kryzysu połowy życia, taka radykalna zmiana jest potrzebna.
Powyżej starałem się pokazać złożoność zjawiska kryzysu połowy życia. Niewątpliwie niesie on w sobie zarówno szansę, jak
1 zagrożenie. Jaki będzie jego koniec zależy od samego człowieka, którego zadaniem nie jest unikanie kryzysów, lecz umiejętne prze chodzenie przez nie i wykorzystywanie ich do własnego rozwoju. Kryzys połowy życia jest szczególnym czasem, który może stać się okazją do przewartościowania dotychczasowych poglądów.
ks. Zdzislaw Kroplewski
Ks. Zdzisław Kroplewski, kapłan diecezji koszalińskiej, psycholog, dziekan Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Szczecińskiego, członek Kolegium Redakcyjnego „Pastores", współpracuje ze Szkołą Wychowawców Seminariów Diecezjalnych i Zakonnych w Polsce przy CFD, autor publikacji z zakresu rozwoju, kryzysów i formacji kapłańskiej.
Spis treści
Od Redakcji
Poszukiwania w wierze
ks. Gianfranco Ravasi
Siedem chorób duszy u Koheleta » 10
Henn Nouwen
Poddani cierpieniu » 23
Elżbieta Sujak
Rozwój osobowy i konflikty » 31
ks. Marek Dziewiecki
Pedagogika pragnień i aspiracji » 37
ks. Zdzisław Kroplewski
Kryzys połowy życia. Szansa na rozwój » 46
Tomasz Łosiewicz SDS
Między pełnią a pustką życia. Kryzysy wartości » 56
Krzysztof Wons SDS
Spowiedź i kierownictwo duchowe
w rozwoju osoby » 66
Stanisław Morgalla SJ
Psychoterapia w wychowaniu » 75
Dariusz Sikorski SDS
Uzależnienie - bariera w rozwoju osoby » 83
Rozmowa z ks. Michałem Pielą SDS Cierpiał i dojrzewał
Rozmowa z ks. Krzysztofem Wonsem SDS Nie wyprzedzać łaski
Danuta Piekarz Gdy to, co święte, leży w gruzach...
Matteo Ferrari OSB-Cam Ja będę dla nich świątynią. Lectio divina do Ez 11,13-21
O. Amedeo Cencini odpowiada na pytania
Teresa Odnalezione źródło pokoju
Kryzys wiary i odrodzenie do życia
redakcja
ks. Bogdan Giemza SDS
ks. Józef Pyrek SDS
ks. Piotr Stawarz SDS (sekretarz redakcji) ks. Krzysztof Wons SDS (redaktor naczelny)
projekt okładki ks. Albert Potoczek SDS
korekta Zofia Smęda
Adres Redakcji:
Zeszyty Formacji Duchowej
ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków
tel. (0-12) 269 23 97; fax (0-12) 254 60 60
e-mail: zeszyty@salwatorianie.pl
http://www.cfd.salwatorianie.pl
skład i łamanie ks. Jacek Chrząściel SDS
Za pozwoleniem władzy zakonnej ISSN 1426-8515
© Copyright by
2004 Wydawnictwo SALWATOR
ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków
www.salwator.com
Drukarnia Narodowa S.A.
Kraków, ul. Marszałka Józefa Piłsudskiego 19
tel.: 4222895
środa, 10 listopada 2010
Pary podczas kryzysu, Chris Belshaw Mike Strutt
Pary podczas kryzysu, Chris Belshaw Mike Strutt
Przedmowa
Książka ta powstała po przypadkowym spotkaniu na początku lat osiemdziesiątych. Podczas rozmowy odkryliśmy, że nasze doświadczenia z rozpadem małżeństwa składają się na wiedzę, którą chcielibyśmy się podzielić z innymi. Postanowiliśmy połączyć naszą wiedzę na ten temat, a wynikiem tego jest niniejsza książka, poprawiona i zaktualizowana.
W bardzo dużym stopniu odzwierciedla ona doświadczenia nasze oraz innych osób, które musiały się zmierzyć z trudnościami w swoich związkach oraz starały się wypracować konstruktywny rozwód.
W ciągu minionej dekady dokonało się wiele istotnych zmian w podejściu do związków. Zmieniło się także prawo, kładąc większy ciężar na pary, aby znalazły własne rozwiązania. Zawarliśmy tu wiele nowego materiału, ale podstawowy przekaz pozostaje ten sam.
Poradnik ten jest skierowany przede wszystkim do zwykłego czytelnika. Starannie zbadaliśmy strategie i techniki stosowane przez czołowych specjalistów, takich jak: doradcy, prawnicy i mediatorzy, którzy pragną pomóc swoim klientom. Dzięki temu zawarliśmy tu istotne informacje, które pomogą każdemu, kto stoi w obliczu kryzysu w związku.
Specjalistom książka ta daje źródło odniesienia i przegląd najlepszej praktyki, z jaką ich klienci zetkną się w innych obszarach.
Czytelnik w razie konieczności powinien także szukać informacji i porady u specjalistów.
Spis treści
Podziękowania 5
Przedmowa 8
Wstęp 9
Rozdział 1: Dynamika związku 15
W jaki sposób wybieramy partnerów 17
Ludzie są, jacy są - czy to prawda? 19
Szansa na zmianę 22
Co się dzieje w psychice? 27
Wzorce związków 38
Odejście od stereotypów 43
Rozdział 2: Zmiany w małżeństwie 47
Rozdział 3: Nieszczęśliwe małżeństwo 63
Rozdział 4: Znaczenie romansu 87
Rozdział 5: Rozmowa i podejmowanie decyzji 103
Rozdział 6: Specjaliści 145
Lekarze i twój stan zdrowia 150
Duchowni i religia 152
Poradnie małżeńskie 155
Psychoterapia 158
Prawnicy i prawo 162
Mediacja 168
Pieniądze 175
Rozdział 7: Dzieci 181
Rozdział 8: Partnerzy, związki, przyjaciele i przyszłość 213
Wnioski . ...227
Tytuł oryginału Couples in crisis
Projekt okładki i stron tytułowych Barbara Kuropiejska-Przybyszewska
Redaktor prowadzący Zofia Gawryś
Redaktor techniczny Elżbieta Bryś
Korekta Teresa Kępa
Skład i łamanie BELLONA, tel. 022 457 04 42
© Copyright for the Polish edition by Dom Wydawniczy Bellona
Warszawa 2007
© Copyright for the Polish translation by Anna Klingofer Warszawa 2007
Frist Publisher in the UK 1984 by Victor Gollancz Ltd
Revised edition published 1996 by Ward Lock Wellington House, 125 Strand, London WC2R OBB
A Cassell Imprint
Copyright © Chris Belshaw and Michael Strutt 1984, 1987, 1996
Ali rights reserved
Bellona prowadzi sprzedaż wysyłkową swoich książek za zaliczeniem
pocztowym z rabatem do 20 procent od ceny detalicznej.
Nasz adres: Bellona ul. Grzybowska 77, 00-844 Warszawa
Dział wysyłki: tel. 022 457 03 06, 652 27 01
Fax 022 620 42 71
e-mail: biuro@bellona.pl
Internet: www.bellona.pl
www.ksiegarnia.bellona.pl
ISBN 978-83-11-10795-3
Przełożyła Anna Klingofer
'BELLONA
Warszawa
wtorek, 2 listopada 2010
Zmęczeni i wypaleni - co dalej? ŻYCIE DUCHOWE • ZIMA 57/2009, Duchowa oschłość Matki Teresy, O. Józef Augustyn
ŻYCIE DUCHOWE -ZIMA 57/2009
Zmęczeni i wypaleni - co dalej
STANISŁAW MORGALLA SJ Wypalenie - palący znak czasu?
TOMASZ KOT SJ O zmęczeniu, które chroni człowieczeństwo
KS. JÓZEF NAUMOWICZ Odpocznienie w Bogu u Ojców pustyni
JÓZEF AUGUSTYN SJ Duchowa oschłość Matki Teresy
KS. ALFONS J. SKOWRONEK Krótki esej o stresie
PAWEŁ KOSIŃSKI SJ Jezus trudzący się dla człowieka
JACEK PRUSAK SJ Problemy emocjonalne osób duchownych
JAKUB KOŁACZ SJ Sukces, który zabija
ZOFIA ZARĘBIANKA Słuchać i rozumieć
WALTER HILTON Traktat dla pobożnego człowieka
ANDRZEJ KOŁACZKOWSKI-BOCHENEK Nie idź tam, człowieku
Duchowość Ćwiczeń
KRZYSZTOF DYREK SJ O pokusach i skrupułach u św. Ignacego Loyoli
modlitwa i życie
BENEDYKT XVI Kontemplując Świętą Hostię
KARD. STANISŁAW DZIWISZ Serce Jezusa
JÓZEF BREMER SJ Modlitwa Serena Kierkegaarda
RYSZARD KEMPIAK SDB Poznać, kim jest Jezus
misyjne drogi Kościoła
TADEUSZ GIENIEC CSSR Misje ludowe w Boliwii
Rozmowy duchowe
Dziurawy but enkawudzisty Rozmowa z Ryszardem Kaczorowskim
Miłość i służba Rozmowa ze Stanisławem Pomykała SJ
Jeszcze wiele mam do zaśpiewania Rozmowa z Krzysztofem Krawczykiem
O sztuce spowiadania Rozmowa z Elżbietą Sujak i Józefem Augustynem S J
Świadectwa
MAREK SKWARNICKI Stanisław Musiał SJ - mój przyjaciel
MARIA RAFAELA OD ŚW. JÓZEFA OCD Z Syberii do Karmelu
Słowo, odraz, czyn
MONIKA SKARŻYŃSKA Kaplica Sykstyńska
ANNA WOŹNIAKOWSKA Siedem bram Jerozolimy Pendereckiego
PRZEMYSŁAW TOBOŁA Razem, ale osobno
Lektury
ogłoszenia
ŻYCIE DUCHOWE • ZIMA 57/2009
Józef Augustyn S J, Duchowa oschłość Matki Teresy
„Jeśli kiedykolwiek będę Świętą
- na pewno będę Świętą od «ciemności».
Będę ciągle nieobecna w Niebie
- aby zapalać światło tym,
którzy są w ciemności na ziemi".
(Matka Teresa z Kalkuty)
-
Bł. Matka Teresa z Kalkuty była niekwestionowaną świętą dla wszystkich: dla ubogich i bezdomnych, prostych ludzi z ulicy, hierarchów kościelnych, a także - o co może najtrudniej - dla możnych tego świata, którzy zazwyczaj nie interesują się specjalnie działalnością Kościoła. Przez całe dziesięciolecia należała do znanych i cenionych postaci. Wielu mówiło o niej jako o najbardziej wpływowej kobiecie XX wieku. „Jaśniała niczym gwiazda na tle ciemnej, szpecącej rzeczywistości naszych czasów. Jej miłość do wszystkich dzieci Bożych - bez względu na ich kolor skóry czy wiarę - kruszyła mury dzielące ludzkość. Zakonnica odmieniała każde życie, które dotknęła. «Opaszemy świat łańcuchem miłości» - mówiła swoim siostrom" 1. Wielcy tego świata wyrażali swój podziw dla niej, przyznając jej prestiżowe nagrody i wyróżnienia, wśród nich Pokojową Nagrodę Nobla (1979 rok). „Skromnym polskim akcentem było uhonorowanie Matki Teresy Nagrodą św. Brata Alberta oraz udekorowanie jej Krzyżem Komandorskim św. Brygidy"2. Ona sama nie przywiązywała jednak wielkiej wagi do medali, nagród i odznaczeń. Trzymała je w tekturowym pudełku w swojej skromnej zakonnej celi.
Wielkie dzieło
Matka Teresa, która kilkakrotnie odwiedziła Polskę i tu założyła jeden z nowicjatów Zgromadzenia Misjonarek Miłości, wpisała się głęboko w świadomość także Polaków, szczególnie ludzi młodych. Wystarczy wspomnieć, że w 2002 roku polscy gimnazjaliści, tworząc „Złotą Listę Autorytetów", obok Jana Pawła II umieścili na niej właśnie Matkę Teresę3.
Ostatni raz Święta z Kalkuty gościła w naszym kraju dwa lata przed swoją śmiercią, w czerwcu 1995 roku. Była wówczas między innymi gościem Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie. Opowiedziała alumnom o Zgromadzeniu Misjonarek Miłości, dając piękne świadectwo miłości do Jezusa i ubogich: „W tej chwili jesteśmy w stu dwudziestu sześciu krajach, mamy pięćset pięćdziesiąt pięć domów dla ubogich, «tabernakulów». W naszym zgromadzeniu mamy siostry czynne i kontemplacyjne, braci czynnych i kontemplacyjnych. [...] Celem zgromadzenia jest zaspokojenie Pana Jezusa Ukrzyżowanego w Jego miłości do dusz ludzkich poprzez pracę nad zbawieniem i uświęceniem najbiedniejszych z biednych. [...] Mamy domy dla umierających, dla niechcianych, dla umysłowo i fizycznie chorych, dla tych, którzy są wyrzuceni na margines społeczny. Mamy także centrum rehabilitacyjne dla trędowatych. [...] Wszystkim świadczymy czułą miłość. Aby móc wykonać tę pracę, potrzebujemy głębokiego życia modlitwy i ofiary. [...] Mamy w tej chwili sześć nowicjatów. Jeden w Kalkucie, jeden w Rzymie, jeden w Polsce, jeden na Filipinach, jeden w Ameryce i jeden w Nairobi w Afryce4. Wszystkie nowicjaty są pełne. Jest to coś pięknego, jak bardzo Pan Bóg kocha biednych, dając dużo powołań". Opowiadając o pracy zgromadzenia, Matka Teresa podkreśliła całkowitą bezinteresowność zaangażowania Misjonarek Miłości na rzecz ubogich: „Nie otrzymujemy żadnego wynagrodzenia od rządu ani od Kościoła za pracę, którą wykonujemy. Jesteśmy tak jak ptaki i kwiaty Boże, które zależą zupełnie od Bożej Opatrzności. Jest to coś wspaniałego, jak bardzo Boża Opatrzność przychodzi w danym momencie z pomocą. [...] Codziennie modlimy się cztery godziny. Takim wspaniałym darem Pana Boga dla nas jest nasza codzienna adoracja Najświętszego Sakramentu"5.
Matkę Teresę postrzegano przede wszystkim jako kobietę wielkiego sukcesu. Energiczna, stanowcza, w sprawach zasadniczych nieugięta, była jednak zawsze uśmiechnięta i pełna życzliwości dla wszystkich, szczególnie dla ubogich. Choć zapracowana, pozostawała bardzo spokojna i robiła wrażenia, jakby miała czas dla każdego, kto potrzebuje jej pomocy. Stąd też ogromnym zaskoczeniem dla wszystkich stały się jej niepublikowane za życia osobiste teksty, w których święta uskarżała się na swoje wielkie wątpliwości duchowe, niezdolność do modlitwy, wewnętrzną oschłość i ciemności wiary. Jakaż gehenna duszy musiała podyktować jej słowa: „Niebo nic nie znaczy, dla mnie wygląda jakby było puste. Chciałabym być nikim, nawet dla Boga"6.
U mnie w duszy ciemno
Aby zrozumieć pełniej ciemności duszy Matki Teresy oraz wewnętrzne udręki, które się z nią wiązały, przytoczmy fragmenty jej listów pisanych do kierowników duchowych oraz innych osób, którym w sekrecie powierzała stan swojej duszy. W ten sposób szukała nie tyle ukojenia i pociechy, ile raczej światła i duchowego wsparcia.
„Proszę o modlitwę — bo wszystko we mnie jest ścięte lodem. — Tylko ta ślepa wiara pomaga mi przetrwać, bo w rzeczywistości wszystko jest dla mnie ciemnością. Najważniejsze jest, aby naszemu Panu przypadła cała radość —ja naprawdę się nie liczę" (Pisma, s. 223).
„Chcę powiedzieć coś Waszej Eminencji - ale nie wiem, jak to wyrazić. Gorąco pragnę - pełnym bólu pragnieniem bycia wszystkim dla Boga - być świętą w taki sposób, żeby Jezus mógł w pełni żyć swoim życiem we mnie. Im bardziej ja chcę Jego — tym mniej sama jestem chciana. — Chcę kochać Go tak, jak jeszcze nigdy dotąd nie byłam kochana - a mimo to trwa we mnie głębokie uczucie oddzielenia od Niego — ta straszna pustka, to poczucie nieobecności Boga. [...] Nie uskarżam się - chcę tylko przez cały czas iść razem z Chrystusem" (Pisma, s. 225).
„Bardzo proszę o modlitwę, żeby Bóg zechciał zabrać z mojej duszy tę ciemność chociaż na kilka dni. Bo czasami agonia tej udręki jest tak wielka, a jednocześnie tęsknota za Nieobecnym tak głęboka, że jedyną modlitwą, jaką jeszcze mogę wypowiadać, są słowa — Najświętsze Serca Jezusa, ufam Tobie - będę zaspokajać Twoje pragnienie dusz" (Pisma, s. 226).
„W mojej duszy tak wiele jest sprzeczności. - Tak dominująca tęsknota za Bogiem - tak dojmująca, że bolesna - nieustanne cierpienie - a mimo to jestem przez Boga niechciana - odrzucona - pusta - bez wiary - bez miłości bez zapału. - Dusze mnie nie pociągają. - Niebo nic nie znaczy - dla mnie wygląda jak puste miejsce — myśl o nim nic dla mnie nie znaczy, a mimo to ta dręcząca tęsknota za Bogiem. - Bardzo proszę o modlitwę, żebym wciąż się do Niego uśmiechała mimo wszystko. Bo jestem tylko Jego -więc On ma wszelkie prawa do mnie. Jestem całkowicie szczęśliwa, że jestem nikim nawet dla Boga" (Pisma, s. 232-233).
„Proszę Waszą Eminencję o modlitwę, żebym miała odwagę, by wciąż się uśmiechać do Jezusa. — Trochę rozumiem męki piekielne — bez Boga. Brakuje mi słów, by wyrazić to, co chcę powiedzieć, ale w miniony Pierwszy Piątek - świadomie ofiarowałam się Najświętszemu Sercu, że przetrwam nawet wieczność w tym straszliwym cierpieniu, jeżeli to da Mu teraz trochę więcej radości — albo miłość choćby jednej duszy. Chcę o tym porozmawiać, a mimo to się nie udaje - nie znajduję słów, by wyrazić głębię tej ciemności. Mimo tego wszystkiego jestem Jego maleńką- i kocham Go - nie za to, co daje, ale za to, co zabiera" (Pisma, s. 236).
„Bardzo proszę o modlitwę - tęsknota za Bogiem jest strasznie bolesna, a mimo to ciemność staje się coraz większa. Cóż za sprzeczność mam w duszy. - Ból, jaki mam w sobie, jest tak wielki - że naprawdę cały ten rozgłos i ludzkie gadanie nie wywołują we mnie żadnych odczuć. Niech Wasza Eminencja prosi Matkę Bożą, żeby była mi Matką w tych ciemnościach" (Pisma, s. 238).
„U mnie w duszy - nie potrafię Ojcu powiedzieć -jak tam ciemno, jak pełno bólu, jak strasznie. - Moje uczucia są takie zdradliwe. - Czuję, jakbym «odmawiała Bogu», a jednak największa i najtrudniejsza do zniesienia -jest ta straszliwa tęsknota za Bogiem. -Proszę o modlitwę, żebym na rozmowę z Ojcem. - Po prostu bardzo pragnę porozmawiać - i zdaje się, że tę zdolność On także mi zabrał. - Nie będę się uskarżać. - Przyjmuję Jego świętą Wolę tak, jak do mnie przychodzi" (Pisma, s. 333).
„Chciałam porozmawiać z Ojcem w Bombaju - ale nawet nie próbowałam nic zrobić, żeby to umożliwić. — Jeżeli piekło istnieje — to musi to być to. Jak strasznie jest być bez Boga - nie ma modlitwy - nie ma wiary - nie ma miłości. - Jedyne, co wciąż pozostaje — to przekonanie, że dzieło jest Jego - że Siostry i Bracia są Jego. -1 uparcie się tego trzymam, jak tonący, który nie ma niczego innego, chwyta się brzytwy. - A jednak, Ojcze - mimo tego wszystkiego - chcę być Mu wierna - zużywać się dla Niego, kochać Go nie za to, co daje, ale za to, co zabiera - być do Jego dyspozycji. - Nie proszę Go, by zmienił swoje postępowanie wobec mnie czy swoje plany wobec mnie. - Proszę Go tylko, aby się mną posługiwał" (Pisma, s. 339).
„Niech mi Ojciec wybaczy, że prosiłam Ojca o przyjazd, a potem nic Ojcu nie powiedziałam. - To Ojcu pokazuje, jak strasznie pusta jest moja dusza. [...] Wiem, że to tylko uczucia -bo moja wola jest nierozerwalnie związana z Jezusem, a zatem z Siostrami i Ubogimi" (Pisma, s. 348-349).
„Obojętność" Boga - tęsknota Matki Teresy
Czytając i medytując niezwykłe wyznania duchowe Matki Teresy, uderza przede wszystkim jej wielka samotność. Czuje głęboką potrzebę podzielenia się swoim ciężarem z osobami zaufanymi, a mimo to nie znajduje słów, aby opisać swój stan wewnętrzny. Choć zaskakuje bogactwo używanych obrazów i pojęć, to jednak jest ono wyrazem bezradności języka Matki Teresy. Opowiadając, dobrze wie, że nie jest w stanie wyrazić do końca tego wszystko, czego doświadcza. Wszystkie słowa pocieszenia i wszelkie rady, jakie dawali jej najbardziej wytrawni kierownicy duchowi, przyjmowała ze zrozumieniem i wdzięcznością, jednak nie przynosiły jej one większej wewnętrznej ulgi, ponieważ „dziwnie" do niej nie pasowały.
Matka Teresa czuje się głęboko upokorzona przeżywanymi stanami duszy i zawsze — ilekroć mówi lub pisze o swoich wewnętrznych ciemnościach —jest skrępowana, zawstydzona i onieśmielona. Po wielu latach życia w tym stanie, gdy nabrała już pewnego dystansu do swych wewnętrznych doświadczeń, będzie błagała kierowników duchowych, by zniszczyli jej listy. „Ojciec [Van Exem] ma wiele listów, jakie do niego pisałam. [...] Proszę, czy mogłabym je dostać - bo były jedynie wyrazem mojej duszy w tamtym czasie. Chciałabym spalić wszystkie papiery, które ujawniają cokolwiek na mójnie okazała się Judaszem dla Jezusa w tej pełnej bólu ciemności. Czekałam temat. - Proszę, Waszą Eminencję, błagam Waszą Eminencję, by zechciał Wasza Eminencja spełnić to moje pragnienie" (Pisma, s. 15).
Ciemności duszy i oschłości wewnętrzne Matki Teresy nie dotykają jednak jej woli i miłości do Jezusa. Z jednej strony doświadcza chłodu, obojętności, obcość Boga i Jego miłości, ale z drugiej —wielkiej tęsknoty za Nim i gorącego pragnienia bezwarunkowego powierzenia się Mu i Jego miłości. Ból wewnętrzny, który porównuje do doświadczenia piekła, rodził się właśnie z owego zderzenia: odczucia „zimna" i „chłodu" Boga z doświadczeniem żaru swego serca; obojętności ze strony Pana z jej nieukojoną tęsknotą za Nim; odczucia całkowitego milczenia Boga z j ej żarliwą deklaracją miłości; doświadczenia nieobecności Boga z jej nieustanną modlitwą i „przytomnością" wobec Pana. Ta właśnie przepaść między brakiem odczucia obecności Boga a j ej tęsknotą za Nim stała się otchłanią, piekłem Matki Teresy.
Doświadczenie bycia porzuconą przez Boga i ból wewnętrzny nie oddalały jej od Niego. Wręcz przeciwnie. Nieustannie w szczerych rachunkach sumienia, w spowiedziach, w rozmowach z kierownikami duchowymi pytała siebie, czy ona sama nie jest przyczyną tych stanów. Mając świadomość bezinteresowności swojej służby dla Boga i ludzi oraz czystości sumienia, w chwilach cierpienia w bezradny sposób powierzała się Bogu, deklarując kolejny raz całkowitą przynależność tylko do Niego. Im bardziej czuła się wewnętrznie osamotniona, porzucona i niechciana przez Boga, tym głębiej doświadczała tęsknoty za Panem i pragnienia miłowania Go.
Apostolski wymiar ciemności duszy
Choć bardzo trudno było przyjąć Matce Teresie bolesny stan swej duszy, choć wbrew nadziei szukała pocieszenia i ukojenia, to jednak przeczuwała sens swego bezmiernego cierpienia. W ten sposób Jezus zapraszał ją do uczestnictwa w Jego wyrzeczeniu się wszystkiego, całkowitym oddaniu się do dyspozycji Ojcu oraz „tajemniczej" tęsknocie za Nim. Jak Jezusowe doświadczenie opuszczenia Go przez Ojca było dźwiganiem udręki, cierpienia i nieprawości całej ludzkości, tak Matka Teresa dźwigała te same udręki, cierpienia i nieprawości swoich ubogich. To dzięki osobistemu cierpieniu rozumiała ich i współczuła im jak nikt inny. Po opublikowaniu prywatnych listów Matki Teresy, poprzez które uczyniła i nas świadkami swej bolesnej tajemnicy, rozumiemy lepiej źródło niezwykłej skuteczności jej posługi i dynamizmu jej apostolskiego dzieła.
Matka Teresa była świadoma, że założone przez nią zgromadzenie miało początek w prywatnym ślubie, jaki złożyła w 1942 roku, aby „Bogu nie odmawiać niczego". Swojemu kierownikowi duchowemu pisała, że chciała w ten sposób dać Panu „coś bardzo pięknego" i „bez zastrzeżeń". „Oddanie się Bogu w pełni jest sposobem, aby przyjąć Go samego. Ja dla Boga, a Bóg dla mnie. Żyję dla Boga i rezygnuję ze swojego «ja», i w ten sposób sprawiam, że za mnie żyje Bóg" (Pisma, s. 48-49). Kiedy cztery lata później, 10 września 1946 roku, jadąc pociągiem z Kalkuty do Dardżylingu nawiedziła ją myśl, aby porzucić wszystko i pójść służyć najbiedniejszym z biednych w slumsach, Matka Teresa nie miała wątpliwości, że było to pragnienie Jezusa - Jego wola. Był to -jak sama powie - Dzień Natchnienia (por. Pisma, s. 47-53).
W regułach zgromadzenia Matka Teresa określa jego najważniejsze cele: „Celem ogólnym Misjonarek Miłości jest zaspokajanie pragnienia Jezusa Chrystusa na Krzyżu, pragnienia miłości i dusz". Święta z Kalkuty przypomni o tym swoim siostrom w liście do całego zgromadzenia: „Wszystko u Misjonarek Miłości istnieje tylko po to, by zaspokoić pragnienie Jezusa. Jego słowo: «Pragnę», na ścianach każdej kaplicy Misjonarek Miłości, nie pochodzi tylko z przeszłości, ale jest żywe tu i teraz, wypowiedziane do Was. Wierzycie w to? [...] Dlaczego Jezus mówi: «Pragnę»? Co to znaczy? To «coś», co tak trudno wyjaśnić słowami. «Pragnę» - to znacznie głębsze słowo niż gdyby Jezus powiedział po prostu: «Kocham Was». Dopóki nie będziecie wiedziały, i to w bardzo osobisty sposób, że Jezus Was pragnie -nie będziecie w stanie poznać tego, kim On chce dla Was być" (25 III 1993).
Do rangi symbolu urastają okoliczności śmierci Matki Teresy. Kiedy umierała 5 września 1997 roku w późnych godzinach wieczornych, otoczona miłością i życzliwością swoich sióstr, nagle na skutek awarii prądu cała Kalkuta pogrążyła się w ciemnościach. Tak odeszła do Pana ta, która choć sama przeżywała dręczące ją nocne ciemności duszy, „przyniosła całemu światu tak wiele światła" (por. Pisma, s. 447).
Józef Augustyn S J (ur. 1950), rekolekcjonista, kierownik duchowy, profesor Wyższej Szkoły Filozoficzno-Pedagogicznej „Ignatianum" w Krakowie. Ostatnio opublikował: Przewodnik po ojcostwie; Przewodnik po przyjaźni', Przewodnik po rozterkach młodości.
1 (E. Murray Stone, Błogosławiona Matka Teresa. Życie w miłości, Kraków 2003, s. 116.).
2 S. Zalewski, Od tłumacza, [w:] Matka Teresa z Kalkuty, Myśli, Warszawa 2001,
s. 13.
3 Por. P. Zuchniewicz, Matka Teresa z Kalkuty, Kraków 2002, s. 5.
4 Według danych z 2004 roku do Zgromadzenia Misjonarek Miłości należy ponad 5 tysięcy sióstr, które pracują w 130 krajach świata. Zgromadzenie posiada około 740 domów, między innymi: 116 w Europie, 80 w Azji, 94 w Afryce, 166 w Ameryce Północnej i Południowej oraz 25 w Oceanii. Nowicjaty zgromadzenia znajdują się w: Indiach, Polsce (w Zaborowie), Afryce, Ameryce i na Filipinach.
5 Z przemówienia Matki Teresy na spotkaniu z alumnami Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie, l czerwca 1995 roku.
6 Por. Matka Teresa z Kalkuty, Pójdź, bądź moim światłem. Prywatne pisma,, Świętej z Kalkuty", Kraków 2008, s. 232-233. Dalej: Pisma.
Dialog międzyreligijny, ŻYCIE DUCHOWE 'JESIEŃ 56/2008, Zasłaniam się modlitwą niczym murem obronnym, Józef Augustyn SJ
ŻYCIE DUCHOWE 'JESIEŃ 56/2008
Dialog międzyreligijny
ZBIGNIEW KUBACKI SJ Chrześcijaństwo a dialog międzyreligijny
JANUSZ SALAMON SJ Prawda w dialogu religii
ZBIGNIEW KUBACKI SJ Czy chrześcijanie potrzebują innych religii?
JAN M. BEREZA OSB Wierność własnej religii a dialog międzyreligijny
JACEK BOLEWSKI SJ Chrystus obecny wszędzie...
MAREK BLAZA SJ Kościół katolicki a religie niechrześcijańskie
KS. ALFONS J. SKOWRONEK Religia jako fundamentalna postawa człowieka
RYSZARD ZE ŚWIĘTEGO WIKTORA Benjamin Minor
KS. DARIUSZ JASTRZĄB Życie jest w nas samych
ALEXANDRA PLESHOYANO Wypowiedzieć imię Boga
ANDRZEJ P. BIEŚ SJ Św. Stanisław Kostka
Duchowość ćwiczeń
FRANZ MEURES SJ Ćwiczenia duchowne i psychoterapia
Modlitwa i życie
BŁ. KAROL DE FOUCAULD Miejmy nadzieję
JÓZEF AUGUSTYN SJ Zasłaniam się modlitwą niczym murem obronnym
Modlitwa przy udzielaniu sakramentu święceń
Misyjne drogi Kościoła
VINCENZO POGGI SJ Jezuici i islam
JAROSŁAW DURAJ SJ Kościół katolicki w Chinach
Rozmowy duchowo
Afryka to inny świat Rozmowa z kard. Adamem Kozłowieckim SJ
Wyszliśmy spod płaszcza Gogola Rozmowa z Leonidem Ostrowskim
Chrześcijanin w obliczu judaizmu Rozmowa z Bernardem M. Alterem OSB
Kościół w Australii Rozmowa z Eugeniuszem Ożogiem SJ
Świadectwa
BOŻENA KOPYLNIK Każdego dnia rano padam na kolana
KS. JÓZEF DZIEKOŃSKI Odnowa wiary na Polesiu Mozyrskim
KATARZYNA SZARANIEC Dar słabości
Słowo, obraz czyn
AGNIESZKA RYDZ Brat Karola Wojtyły
MONIKA SKARŻYŃSKA Znak wszechmogącego Boga
ANNA WOŹNIAKOWSKA Missa pro pace Kilara
JÓZEF AUGUSTYN SJ Nieśmiałość u źródeł zbrodni
KATARZYNA STOKŁOSA Drzwi dla wszystkich stoją otworem
Lektury
Ogłoszenia
Zasłaniam się modlitwą niczym murem obronnym
Józef Augustyn SJ
ŻYCIE DUCHOWE • JESIEŃ 56/2008
Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 18,3). Dlaczego Jezus tak mówi? Ponieważ w królestwie niebieskim, które On przynosi, człowiek nic nie bierze sobie sam, ale wszystko otrzymuje wyłącznie jako łaskę i dar. Stawać się jak dziecko, to prosić jak dziecko, otrzymywać jak dziecko i jak dziecko dziękować.
Jest nam niezmiernie trudno uwierzyć, że w wymiarze królestwa niebieskiego wszystko jest darem oraz łaską i że nic do nas nie należy. Dzieła, które prowadzimy, role i funkcje, które spełniamy, muszą być postrzegane jako dzieła królestwa niebieskiego, a nie nasze. I choć są one „na tym świecie" i mają swój ziemski wymiar, to jednak nie mogą być „z tego świata", to znaczy: nie mogą odzwierciedlać mentalności „tego świata", jego namiętności i grzechu, jego dążenia do zysku, rywalizacji i własnej chwały.
l. Jeżeli zapomnimy choćby na moment, że prowadzimy dzieła należące do królestwa niebieskiego, wówczas wszystko to, co robimy, stanie się natychmiast miejscem szukania siebie: własnego uznania czy korzyści materialnej; słowem miejscem realizacji siebie. To prawda, że nasze dzieła i pełnione funkcje są wcielone w ten świat. Dlatego to oczywiste, że czynnik ludzki - psychologiczny, społeczny, ekonomiczny czy polityczny -jest integralną częścią naszego zaangażowania. Ów ziemski wymiar musi być jednak przeniknięty wymiarem duchowym i moralnym, wymiarem królestwa niebieskiego.
Jak we wszystkie ludzkie dzieła, tak i w dzieła królestwa Bożego prowadzone na ziemi wpisane jest zagrożenie i niepewność tego świata: nie pewność polityczna, społeczna czy ekonomiczna. Ale niepewność ta oraz związane z nią trudności, kłopoty i cierpienia nie mogą być postrzegane wyłącznie jako przeszkody, a raczej jako wezwanie do nawrócenia i wzrostu wiary. Świadczą one najlepiej, że „nasze dzieła" nie są nasze, a „nasze plany" muszą być nieustannie poddawane działaniu Ducha Bożego oraz rozeznawane na osobistej i wspólnotowej modlitwie. Fakt, że jedne dzieła w Kościele umierają, a na ich miejsce rodzą się nowe, jest znakiem żywotności królestwa niebieskiego.
2. Modlitwa i tylko ona może zagwarantować, że nasze apostolskie planowanie wpisze się w dzieło królestwa niebieskiego. Bez usilnej modli twy, osobistej i wspólnotowej, plany te byłyby wyłącznie nasze. I choć zewnętrznie mogłyby wyglądać okazale, stałyby się jednak jałowe i bezpłodne. Niekiedy skarżymy się Jezusowi jak Szymon Piotr: Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy (Łk 5, 5), ale zapominamy przy tym, że pracowaliśmy bez Niego: jedynie z własnej inicjatywy i tylko własnymi siłami. Kiedy nasze działanie zaczynamy od modlitwy, wówczas Jezus inspiruje nas i kieruje naszymi poczynaniami. Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów (Łk 5, 4) - powie Pan do swego ucznia i słowa te zapewnią owocność pracy Piotra i jego towarzyszy.
Pierwszym dziełem dla każdego z nas jest nasze własne życie duchowe i moralne, codzienna modlitwa, przejrzystość, fundamentalny szacunek dla bliźniego oraz współczucie. Wszyscy doskonale to wiemy, ale często o tym zapominamy. Modlitwa jest nam potrzebna do życia jak powietrze, woda i codzienny chleb, bez których człowiek umiera. W każdy dzień potrzebujemy oddychać Bogiem, pić z Jego źródła miłości i karmić się Jego łaską. Tylko jeśli nasze życie będzie zakorzenione w Nim, stanie się dobre i szczęśliwe, a prowadzone przez nas dzieła będą skuteczne. Bez modlitwy i życia duchowego zaczniemy zachowywać się nielogicznie, nierozumnie, a na wet destrukcyjnie i bezsensownie, niszcząc to, co sami wcześniej zbudowaliśmy, i krzywdząc innych. I właśnie dlatego winniśmy traktować modlitwę jako podstawowe nasze dzieło i najważniejszą odpowiedzialność.
Szczególnej modlitwy potrzebują nasze relacje z bliźnimi, tak często naznaczone ludzką ułomnością. Dzięki modlitwie możemy naprawdę po znać, co jest źródłem nieporozumień i konfliktów. Modlitwa pozwala przekraczać nasze negatywne emocje rozżalenia, gniewu i złości wobec bliźnich, a przyjmować postawy miłosierdzia i współczucia. Modlitwa otwiera zamknięte serca; podpowiada nam, jak winniśmy się zachować w sytuacjach konfliktowych. Św. Marek Eremita doradza: „Lepiej jest ze czcią pomodlić się za bliźniego, niż przy każdej okazji go napominać".
Modlitwa wprowadza ład, porządek i harmonię w nasze życie i dzieła. Nadaje im właściwy kierunek; wskazuje na cele: ten doczesny oraz ten wieczny - osiągnięcie pełni królestwa niebieskiego. Modlitwa jest konieczna szczególnie wówczas, kiedy jesteśmy kuszeni do zachowań dwuznacznych moralnie. Ona demaskuje pokusy i porządkuje świat ludzkich pragnień i po trzeb. Ewagriusz z Pontu naucza: „Ci, którzy gromadzą w sobie urazy i smutki, a chcą się modlić, podobni są do czerpiących wodę po to, by wlać ją do dziurawego dzbana. [...] Modlitwa to osłona przed smutkiem i zniechęceniem".
3. Aby nasze działanie mogło być owocne, musimy - odwołując się do przykładu i nauki Jezusa - zostawić na chwilę wszystkie prace i dzieła, opuścić na czas modlitwy braci i siostry, by udać się na „miejsce pustynne" lub zamknąć się „w izdebce". Tylko tak możemy się oddać wyłącznie do dyspozycji Boga. Otwierając przed Nim nasze serca, słuchając z uwagą Jego słowa, poznamy, czego On od nas pragnie i do czego nas wzywa. Tyl ko w ten sposób możemy oddzielić naszą wolę od Jego woli, nasze myśli od Jego myśli oraz nasze działania od Jego działań.
Doskonale rozumiała to Etty Hillesum, holenderska Żydówka, która w czasie drugiej wojny światowej zgłosiła się dobrowolnie do obozu koncentracyjnego w Westerborku, by służyć ludziom. Ta dzielna kobieta w swoim dzienniku pisała: „Zasłaniam się modlitwą niczym murem obronnym. Zaszywam się w modlitwie jak w klasztornej celi, po czym wychodzę na zewnątrz bardziej «pozbierana» i silniejsza. Ukrywanie się w zamkniętej celi modlitwy staje się dla mnie rzeczywistością i koniecznością. Wewnętrzne skupienie wznosi wysokie mury wokół mnie, za którymi odnajduję samą siebie, za którymi wyłonię się jednolita z rozproszenia. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że nadejdzie w końcu czas, kiedy będę klęczeć przez parę dni, dopóki nie poczuję, że otaczają mnie wały ochronne, za którymi nie grozi mi bezkształtność, zagubienie i upadek".
4. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić (J 15, 5) -mówi Jezus. Dzięki modlitwie jesteśmy w stanie oddawać Bogu całe nasze życie i wszystkie nasze codzienne sprawy: te przeżywane świadomie za dnia i te, których nie jesteśmy jeszcze świadomi, a które ujawniają się przez nasze senne marzenia, nieraz pełne niepokoju i obawy o nas samych i naszą przyszłość.
Nie tylko prowadzone przez nas dzieła są darem i łaską, ale pozostaje nią przede wszystkim zaproszenie do modlitwy i nasze trwanie przed Pa nem. Jezus nie powołał nas bowiem jedynie do tego, abyśmy dla Niego pracowali, ale najpierw po to, byśmy z Nim przebywali, poznawali Go, miłowali i naśladowali.
Modlitwa jest najgłębszym źródłem radości życia. Zaiste, jeden dzień w przybytkach Twoich lepszy jest niż innych tysiące; wolę stać w progu domu mojego Boga, niż mieszkać w namiotach grzeszników. Bo Pan Bóg jest słońcem i tarczą, Pan hojnie darzy laską i chwalą, nie odmawia dobrodziejstw postępującym nienagannie (Ps 84, 11-12).
Młody Tomasz Merton pisał w dzienniku: „Teraz dzięki Tobie modlę się przez cały dzień w wielkim pragnieniu, powtarzając wciąż od nowa: Pozwól mi należeć tylko do Ciebie, oddać Tobie wszystko. Kiedy się nie modlę, bywam oschły i chory. Kiedy się modlę, czasem dajesz mi niezmącony, najdyskretniejszy spokój. Nie mogę przestać! Nigdy nie wolno mi przestać się modlić! To boli, gdy przestaję się modlić".
Józef Augustyn S J (ur. 1950), rekolekcjonista, kierownik duchowy, profesor Wyższej Szkoły Filozoflczno-Pedagogicznej „Ignatianum" w Krakowie. Ostatnio opublikował: Przewodnik po przyjaźni', Przewodnik po rozterkach młodości', O tym, co w życiu ważne.
Subskrybuj:
Posty (Atom)