sobota, 26 lutego 2011

Wychowanie, Zeszyty Formacji Duchowej 26, Emocje a wychowanie, ks. M. Dziewiecki; Każdy będzie rodzicem, M.Mierzwa-Hudzik; Uzdrawianie relacji, W. Stefan

Emocje a wychowanie, Ks. Marek Dziewiecki
Formacja sfery emocjonalnej to istotny element wychowania. Emocje i uczucia są jednym z podstawowych sposobów kontaktowania się danej osoby z samą sobą, a także z innymi. Proces wychowania powinien objąć obydwa te aspekty. Przyjrzyjmy się najpierw pierwszemu z nich.
Sferę emocjonalną można zdefiniować jako sposób przeżywania wszystkiego, co dzieje się w nas samych i wokół nas. Emocje to reakcje człowieka na jego własne zachowania i własną sytuację życiową, a także reakcje na osoby, sytuacje i wydarzenia zewnętrzne, które wpływają na jego los. W zależności od okoliczności reakcje te wyrażają się poprzez radość, wzruszenie, satysfakcję, poczucie bezpieczeństwa, zaufania, pewności siebie, albo poprzez niepokój, wstyd, poczucie winy, depresję, gniew, desperację, nienawiść.
Emocje informują i motywują
Pierwszym zadaniem wychowawców jest pomaganie wychowankom, by zrozumieli sens ludzkiej sfery emocjonalnej. Wbrew ciągle jeszcze spotykanym naiwnym stereotypom myślenia, przeżywanie emocji nie jest przejawem niedojrzałości czy słabości danego człowieka, lecz cennym źródłem informacji na temat własnej sytuacji życiowej. Z tego względu błędem jest dzielenie emocji na pozytywne i negatywne, jak to ma miejsce w większości podręczników z zakresu psychologii czy pedagogiki. W rzeczywistości bowiem wszystkie emocje są pozytywne. Można je dzielić jedynie na radosne i bolesne, pamiętając jednak, że te drugie też są czymś pozytywnym, gdyż są nośnikami informacji o naszym aktualnym położeniu. Co więcej, im bardziej bolesne są emocje, które w danym momencie przeżywamy, tym cenniejszą stanowią one dla nas informację. Sygnalizują bowiem jakiś stan zagrożenia, kryzysu czy krzywdy, który warto zmienić. Emocje są zatem rodzajem psychicznego „termometru", który informuje nas o naszej sytuacji egzystencjalnej oraz o naszym sposobie reagowania na tę sytuację.
Z tego właśnie względu emocje są cennym darem od Boga, który umożliwia nam dostęp do prawdy o naszym życiu. Dar ten okazuje się szczególnie potrzebny wtedy, gdy manipulujemy własnym myśleniem w taki sposób, aby uciekać od tych prawd o nas samych i o naszym postępowaniu, które stawiają nam trudne wymagania i które zobowiązują nas do zmiany życia. Im bardziej dany człowiek jest niedojrzały, tym silniejszą ma skłonność do manipulowania swoim myśleniem; tym bardziej zawęża i zniekształca swoją świadomość w odniesieniu do tego, co czyni i w jakiej znajduje się sytuacji. Taki człowiek tworzy coś w rodzaju wewnętrznej cenzury, która usiłuje nie dopuścić do jego świadomości bolesnych prawd o nim samym. Emocje spełniają wtedy funkcję drugiego - obok myślenia - obiegu informacji. Jest to możliwe dlatego, że emocjonalne informacje na temat tego, co dzieje się w nas samych i w naszym kontakcie ze światem zewnętrznym, w znacznej mierze pozostają niezależne od naszej woli, od naszych przekonań, oczekiwań czy pragnień. Człowiek nie ma bezpośredniej władzy nad swoimi emocjami. Nie może ich sobie po prostu nakazać czy zakazać siłą swojej woli. Nie może też ich modyfikować mocą intelektualnych analiz czy osobistych przekonań. Emocje można zatem porównać do rozgłośni radiowej, która transmituje informacje na nasz temat, ale jest od nas w znacznym stopniu niezależna. W tej sytuacji mamy tylko dwie możliwości: korzystać z tych informacji albo wyłączyć radio.
Emocje są nie tylko źródłem informacji. Niosą ze sobą także energię i motywację do pozytywnego działania oraz do powstrzymywania się od działań dla nas szkodliwych. Gdy czynimy coś dobrego i dojrzałego, wtedy towarzysząca temu satysfakcja emocjonalna mobilizuje nas, by nadal postępować w podobny sposób. Z kolei naszym niewłaściwym i niedojrzałym zachowaniom towarzyszy niepokój, ból, gniew, rozczarowanie, a czasem nawet rozpacz. Tego typu stany emocjonalne mobilizują nas, by w przyszłości unikać podobnych zachowań czy sytuacji. Właściwie wykorzystane emocje stają się rodzajem cennego przyjaciela, który informuje nas o naszej sytuacji życiowej i jednocześnie mobilizuje do wykorzystania tych informacji w praktyce.
Postawy wobec własnych emocji
Gdy wychowanek rozumie, że przeżywane przez niego emocje są cenną informacją o jego sytuacji życiowej, że w znacznym stopniu są one niezależne od jego świadomości i woli oraz że mobilizują go do pozytywnego działania, wtedy ma szansę zająć dojrzałą postawę w tej sferze życia. Punktem wyjścia w pracy nad sobą jest demaskowanie błędnych postaw w tej dziedzinie. Postawy błędne grożą nam wtedy, gdy dominują w nas bolesne stany emocjonalne. Zajęcie dojrzałej postawy wobec emocji radosnych jest bowiem stosunkowo łatwe. Natomiast w obliczu silnego bólu i niepokoju emocjonalnego grozi nam uleganie postawom skrajnym.
Skrajność pierwsza polega na próbie ucieczki od bolesnych emocji, a skrajność druga, to bierne poddanie i podporządkowanie się przeżyciom emocjonalnym, które dominują w nas w danym momencie. W pierwszym przypadku człowiek sięga zwykle po alkohol, papieros, narkotyk czy leki uspokajające. Unika ciszy i refleksji nad sobą. Ucieka w hałas i nadaktywność. W konsekwencji wyrządza sobie podwójną krzywdę: próbuje zagłuszyć jakąś prawdę o sobie, a w dodatku ryzykuje popadniecie w uzależnienia chemiczne. W drugim przypadku człowiek redukuje całą swoją rzeczywistość do aktualnie przeżywanych emocji i staje się ich niewolnikiem. W obu sytuacjach pozbawia się szansy na życie w wolności, świadomości i miłości i w ten sposób skazuje się na jeszcze większe niż dotąd cierpienia emocjonalne.
Aby zająć dojrzałą postawę wobec sfery emocjonalnej, wychowanek powinien nie tylko rozumieć, na czym polegają wyżej opisane błędy w tej dziedzinie, ale też posiadać informacje na temat przejawów i przyczyn zaburzeń w sferze emocji. Podstawowe zaburzenie to sytuacja, w której emocje, zamiast nas informować o naszej sytuacji życiowej, dezinformują nas. Najczęściej przejawia się to w postaci stałych stanów lękowych, nie związanych z żadnym faktycznym zagrożeniem. Drugim typowym przejawem zaburzeń jest wyraźny brak proporcji między daną sytuacją a jej sposobem emocjonalnego przeżywania. Ów brak proporcji może wyrażać się zarówno w postaci nadwrażliwości emocjonalnej (np. rozpacz czy stany samobójcze w obliczu drobnych niepowodzeń życiowych), jak też w postaci obojętności emocjonalnej (oziębłość lub zupełny brak reakcji emocjonalnej w obliczu nawet najbardziej dramatycznych krzywd czy wydarzeń). Podstawowe przyczyny tego typu zaburzeń emocjonalnych to: uszkodzenia neurologiczne (zwłaszcza mózgu), zaburzenia emocjonalne (np. w funkcjonowaniu tarczycy czy innych gruczołów, albo wskutek stosowania hormonalnych tabletek antykoncepcyjnych czy odchudzających), a także dramatyczne krzywdy czy długofalowe bolesne przeżycia, zwłaszcza w okresie życia płodowego i we wczesnym dzieciństwie.
Kryteria dojrzałości emocjonalnej
Popatrzmy teraz na najważniejsze kryteria dojrzałości w sferze emocjonalnej. Podstawowym sprawdzianem dojrzałej postawy w tej dziedzinie jest sytuacja, w której emocje nas informują o naszej aktualnej sytuacji, ale nami nie rządzą. Ucieczka od bolesnych emocji, jak również bierne poddawanie się emocjom nie
wymaga wysiłku ani żadnej dojrzałości. Jest to postawa typowa
dla małych dzieci, dla ludzi niedojrzałych lub chorych psychicznie. Tymczasem człowiek dojrzały to ktoś, kto zdaje sobie sprawę z przeżywanych stanów emocjonalnych - nawet tych najbardziej bolesnych i dramatycznych - ale się im nie poddaje ani się nimi nie kieruje. Taki człowiek traktuje emocje - zwłaszcza bolesne i niepokojące -jako punkt wyjścia do refleksji nad własnym życiem i zachowaniem. Zachowuje się zatem jako osoba, czyli jako
ktoś, kto kieruje się świadomością, wolnością, miłością i odpowiedzialnością. Zdaje sobie sprawę, że przeżywane przez niego emocje mogą sygnalizować problemy, z których dotąd nie zdawał sobie sprawy. Jednak emocje same w sobie nie wiedzą ani tego, co jest przyczyną tych problemów, ani w jaki sposób można te problemy przezwyciężyć. To może odkryć tylko człowiek dzięki własnej rozumności oraz mocą kontaktów z innymi ludźmi z Bogiem.
Zajęcie tego typu dojrzałej postawy w sferze emocjonalnej wymaga od wychowanka osiągnięcia kilku szczegółowych umiejętności i kompetencji. Jedną z nich jest świadomość, że bolesne emocje nie są problemem, lecz jedynie sygnałem problemów w innych sferach naszego życia, np. w sferze fizycznej, moralnej, duchowej, społecznej czy religijnej. Dojrzałość emocjonalna nie oznacza zatem, że przeżywamy jedynie miłe nastroje, czy że nie doznajemy żadnych bolesnych stanów, typu: lęk, niepokój, gniew czy rozgoryczenie. Taka sytuacja byłaby przejawem zaburzenia, gdyż emocje informują nas o naszej sytuacji życiowej, a ta podlega zmianom i przynajmniej czasami - z naszej lub bez naszej winy -jest trudna.
Kolejnym warunkiem zajęcia dojrzałej postawy w sferze emocjonalnej jest prawidłowe rozumienie relacji między emocjami a moralnością. Otóż uczucia i emocje są neutralne moralnie, gdyż są spontaniczną reakcją naszego organizmu na określone osoby, sytuacje czy wydarzenia. „Uczucia same w sobie nie są ani dobre, ani złe. Nabierają one wartości moralnej w takiej mierze, w jakiej faktycznie zależą od rozumu i od woli" (KKK 1767). Uczucia i emocje nie są zatem grzechem. Nie są też zasługą, gdyż nie wynikają z naszych działań świadomych i dobrowolnych. Ocenie moralnej podlega natomiast nasza postawa wobec tego, co dzieje się w naszej sferze emocjonalnej, a także nasze zachowania związane z przeżywanymi emocjami. Oczywiście na tyle, na ile zachowania te są dokonywane w sposób świadomy i wolny. Im silniejsze oraz im bardziej bolesne są nasze przeżycia, tym bardziej zawężają one naszą świadomość i wolność. Ocena moralna takiej z kolei sytuacji zależy od tego, na ile my sami doprowadziliśmy się do silnego, bolesnego poruszenia emocjonalnego (np. gniewu, nienawiści czy rozpaczy), a na ile jest to sytuacja spowodowana działaniem innych osób albo niezależnych od nas wydarzeń. Cnotą moralną jest stawanie wobec prawdy o sobie, w tym także wobec prawdy emocjonalnej. Wymaga to postawy pokory (zwłaszcza wobec tych przeżyć, które świadczą o naszej niedojrzałości), a także odwagi i wewnętrznej wolności. Z kolei winą moralną jest nie sam fakt przeżywania określonych stanów emocjonalnych, ale ewentualne oszukiwanie samego siebie w tej sferze lub uciekanie od informacji na nasz temat, zawartej w doświadczanych przez nas uczuciach czy emocjach.
Gdy ktoś unika kontaktu z tym, co dzieje się w jego sferze emocjonalnej, wtedy nie tylko traci szansę na zrozumienie własnej sytuacji życiowej, ale też ryzykuje, że emocje, których sobie nie uświadamia, zaczną kierować jego myśleniem, postępowaniem i w końcu całym jego życiem. Dla przykładu, jeśli ktoś przeżywa zazdrość i nie ma odwagi, by to sobie uświadomić, to taka nieuświadomiona zazdrość będzie nadal kierowała jego postępowaniem, a on nie będzie w stanie tego zmienić. Człowiek nie może przecież zapanować nad czymś, z czego nie zdaje sobie sprawy. Jeśli natomiast dysponuje wewnętrzną wolnością i odwagą, by zdemaskować swoją zazdrość, wtedy ma szansę wyciągnąć wnioski ze swoich przeżyć. Może odtąd czuwać, by nie skrzywdzić osoby, której zazdrości. Może też odkryć i wyeliminować źródła zazdrości, np. swoją skłonność do porównywania się z innymi ludźmi lub uleganie kompleksom.
Kolejnym elementem dojrzałości w omawianej sferze jest zdolność do uznawania odpowiedzialności psychicznej za własne stany emocjonalne. Inni ludzie są odpowiedzialni za swoje zachowania wobec mnie, ale nie za moje reakcje emocjonalne na ich zachowania. Nie mogę zatem obarczać innych odpowiedzialnością za moje przeżycia. Ma to jednak bardzo pozytywną konsekwencję, gdyż oznacza, że mam władzę modyfikowania moich reakcji emocjonalnych. Jeśli zachowanie innych osób jest niedojrzałe czy przykre dla mnie i nie mogę zmienić tego stanu rzeczy, to mogę przecież modyfikować moje sposoby emocjonalnego reagowania w tym względzie. Mogę stać się kimś bardziej zrównoważonym i emocjonalnie zdystansowanym w obliczu tej sytuacji.
Inne ważne kryterium dojrzałości to świadomość, że bez pozytywnej modyfikacji własnego postępowania i własnej sytuacji egzystencjalnej nie można na trwałe poprawić przeżywanych uczuć i nastrojów. Nasze przeżycia nigdy nie są czymś przypadkowym. Osoba ludzka jest całością, a jej sfera psychiczna nie jest odizolowana od pozostałych wymiarów człowieczeństwa. Psychika to rodzaj lustra, w którym człowiek może zobaczyć sytuację, w której się znajduje. Byłoby naiwnością modyfikować własne przeżycia psychiczne zamiast modyfikować samego siebie. Takiej naiwności ulegają niemal wszystkie modne obecnie systemy psychologiczne, które obiecują swoim klientom poprawę nastroju bez modyfikowania ich zachowań oraz sytuacji życiowej. Tego typu systemy stają się rodzajem opium dla ludzi i same siebie redukują do roli alkoholu czy narkotyku. Ludzie, którzy nie radzą sobie z życiem - i w konsekwencji - z emocjami, sięgają po substancje psychoaktywne właśnie po to, by osiągnąć poprawę nastroju bez poprawiania własnego zachowania i sytuacji, w której się znajdują.
Dojrzały wychowanek nie poddaje się tego typu iluzji. Zdaje sobie sprawę z tego, że celem życia jest dobre postępowanie, a nie szukanie dobrego nastroju. Rozumie, że szczęście nie jest osiągalne wprost. Jest ono konsekwencją życia w miłości i prawdzie. Człowiek dojrzały czyni nie to, co w danym momencie jest emocjonalnie przyjemniejsze, lecz to, co jest wartościowsze. Miłość i odpowiedzialność jest zawsze trudniejszą postawą niż wygodnictwo i egoizm, ale za to owocuje radością, poczuciem bezpieczeństwa i wewnętrznym pokojem, którego człowiek leniwy czy egoista nigdy nie zazna.
Najdoskonalszym wzorem dojrzałości emocjonalnej jest Chrystus. Potrafił On przeżywać i wyrażać bardzo różne stany emocjonalne: od wielkiej radości i wzruszenia do gniewu, niepokoju i oburzenia. W Ogrójcu doświadczał aż tak dramatycznego cierpienia, że pocił się krwią. Na krzyżu - w obliczu śmierci - ogarnęła Go rozpacz i emocjonalne poczucie opuszczenia. Wykrzyczał swoje przeżycia w dramatycznych słowach: Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił. Chrystus nie kierował się jednak emocjami, lecz wolą swego Ojca, miłością i prawdą, troską o człowieka, wiernością swojej misji. Nawet w obliczu śmierci i emocjonalnej rozpaczy, potrafił zdobyć się na postawę zawierzenia i zaufania: Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mojego. Wychowawcy zdają sobie sprawę z tego, że naśladowanie tego typu postawy i osiąganie równowagi w obliczu najbardziej nawet bolesnych emocji, wymaga nie tylko pracy nad sobą w tej sferze, ale osiągnięcia wewnętrznej wolności, odpowiedzialności i równowagi również w pozostałych sferach.
Więzi emocjonalne
Na początku tego paragrafu wspomniałem, że emocje są dla nas nie tylko źródłem informacji o naszej sytuacji życiowej oraz źródłem mobilizacji. Spełniają one również istotną rolę w naszych kontaktach z innymi osobami. To właśnie w kontakcie z ludźmi i z Bogiem zwykle przeżywamy najsilniejsze uczucia i emocje, zarówno radosne, jak i bolesne. Dzieci, osoby przeżywające zakochanie czy silne zauroczenie drugą osobą, a także ludzie niedojrzali opierają swe więzi z drugą osobą głównie, a czasem nawet wyłącznie, w oparciu o więź emocjonalną. Tego typu więzi sprawiają, że stajemy się zależni od innych ludzi. Im bardziej się nimi cieszymy, tym większą płacimy za to cenę - cierpienie w postaci zazdrości, lęku, że zostaniemy opuszczeni, a także z powodu konfliktów z innymi osobami, które czują się wtedy przez nas ignorowane czy zaniedbane. Często zdominowane emocjami więzi prowadzą nie tylko do zauroczenia, ale stają się rodzajem psychicznego uwięzienia i zniewolenia.
Klasyczną ilustracją takiej sytuacji jest zakochanie. Jego istotą jest wyjątkowo silne związanie emocjonalne z osobą drugiej płci. W dużym stopniu zakochanie to powtórzenie sytuacji z dzieciństwa, gdy dziecko było zauroczone swoimi rodzicami i czuło się bezradne, gdy choćby na chwilę zostawało samo. Istotną różnicą między zakochaniem a więzią dziecka z rodzicami jest to, że zakochanie wynika nie tylko z potrzeb emocjonalnych, ale wiąże się także z fascynacją osobą drugiej płci, z pragnieniem, by ją poznać i zrozumieć, z budzącymi się potrzebami seksualnymi, z marzeniami o założeniu własnej rodziny.
Początkom zakochania towarzyszą intensywne, radosne przeżycia. Osoba zakochana czuje się szczęśliwa i wzruszona, czasem wręcz „porażona" zależnością emocjonalną od drugiej osoby. Potrafi już tylko o niej myśleć, tylko za nią tęsknić, a największym marzeniem jest pozostać z tą osobą na zawsze. Z czasem jednak zakochanie odsłania inne, bolesne oblicze. Zakochany ze zdumieniem odkrywa bowiem, że zakochanie nie oznacza jedynie emocjonalnych wzruszeń i godzin szczęścia. Pojawiają się pierwsze nieporozumienia i rozczarowania, wzajemne pretensje i emocjonalne zranienia. Zakochany ma coraz większą świadomość, że ta druga osoba wcale nie jest samą doskonałością.
Zakochany uświadamia sobie też oczywisty fakt, że nie może w takim stanie pozostać do końca życia. Nie może być tak, że już do śmierci nie będzie umiał bez tej drugiej osoby uczyć się, pracować, a nawet spożyć posiłku. Od momentu uzyskania tej świadomości, zakochany zaczyna zwykle odnawiać więzi z innymi ludźmi i staje się coraz bardziej niezależny od osoby, w której się zakochał. Dalszy kontakt z tą osobą będzie odtąd dojrzalszy i oparty na rosnącej autonomii. W ten sposób zakochanie staje się drugą, obok więzi dziecka z rodzicami, ważną lekcją życia. Zakochany odkrywa, że pomylił się sądząc, iż jest już całkiem dorosły i niezależny. Jego rosnąca niezależność emocjonalna od rodziców okazała się raczej pokonaniem pewnego etapu zależności niż osiągnięciem całkowitej niezależności. Cierpienie, którego doznał w drugiej fazie zakochania, pozwala mu odkryć tę prawdę, która wcześniej znajdowała się poza jego zasięgiem. Prawdę, że więzi oparte na zauroczeniu emocjonalnym nie przyniosą mu nigdy pełnego szczęścia, że takie więzi będą go ciągle na nowo niepokoiły i utrudniały uczenie się dojrzałej miłości. Przeżycie zakochania z jego radościami i rozczarowaniami pozwala na wyciągnięcie wniosku, że człowiek tęskni za miłością, która jest czymś więcej niż fascynacją emocjonalną. Emocjonalne zauroczenie czy uczuciowe przylgnięcie do drugiej osoby jest właściwe dla więzi z okresu dzieciństwa i zakochania. Okazuje się natomiast fatalnym sposobem na resztę życia.
Wyjątkowo niebezpieczna staje się sytuacja, gdy ktoś zakochuje się nie w jakiejś osobie, lecz w substancji chemicznej. Chodzi tu oczywiście o substancje psychotropowe, czyli o te związki chemiczne, które - podobnie jak osoby - mają niezwykle silny wpływ na nasze stany emocjonalne. Zakochanie chemiczne oznacza najczęściej uzależnienie od alkoholu. Alkoholizm w swej istocie polega na „zakochaniu się" danej osoby w tej substancji. Alkoholik to ktoś aż tak zakochany w alkoholu, że sięganie po tę substancję staje się dla niego jedynym sposobem na życie. W zaawansowanej fazie choroby nie potrafi już funkcjonować bez alkoholu. O ile jednak zakochanie w jakiejś osobie jest potrzebną fazą psychospołecznego rozwoju, o tyle popadanie w emocjonalne zniewolenie alkoholem czy narkotykiem nie jest już fazą rozwoju, lecz przejawem patologii. Mamy wtedy do czynienia z chorobą, która w większości przypadków prowadzi do śmierci.
Istotnym zadaniem odpowiedzialnych wychowawców jest wyjaśnianie wychowankom dynamiki wyżej opisanych faz w budowaniu więzi emocjonalnych oraz typowych zagrożeń w tym względzie. Równie ważnym zadaniem jest życzliwe i dyskretne towarzyszenie wychowankom swoją obecnością i radą, zwłaszcza wtedy, gdy przeżywają oni silne zauroczenie drugą osobą. Pozostawieni bez pomocy wychowawczej, mogą okazać się w tej fazie wyjątkowo naiwni i bezradni. Mogą krzywdzić siebie czy innych, albo stać się ofiarą osób niedojrzałych czy cynicznych.
Kolejnym ważnym zadaniem wychowawców jest wyjaśnianie wychowankom związku, jaki istnieje między uczuciami a miłością. Nie jest sprawą przypadku, że najbardziej intensywne emocje wiążą się właśnie z miłością, gdyż to miłość stanowi największe pragnienie ludzkiego serca. Z kolei brak miłości powoduje dotkliwy lek, cierpienie i rozgoryczenie emocjonalne. Jednak miłość w swej istocie jest czymś więcej niż uczuciem. Gdyby istotą miłości było uczucie, to nie można byłoby ślubować miłości. Człowiek nie może przecież ślubować, że przez całe życie będzie przeżywał określone stany emocjonalne. Jednym zatem błędem jest redukowanie miłości do uczuć, a drugim - redukowanie bogactwa uczuć towarzyszących miłości do tak zwanego „pięknego" uczucia. Istotą miłości jest troska o daną osobę, niezależnie od emocji, jakie wobec niej przeżywamy w danym momencie. Dojrzały wychowanek to ktoś, kto osiąga znaczną autonomię emocjonalną i kto potrafi w taki sposób kierować tą sferą, że emocje stają się dla niego ważnym źródłem informacji o nim samym, a z drugiej strony ważnym narzędziem wyrażania bliskości, czułości, delikatności, cierpliwości i życzliwości w kontakcie z drugim człowiekiem. Taka bowiem sytuacja oznacza, że dana osoba dokonała rzeczywistej integracji swojej sfery emocjonalnej z dojrzałą postawą wobec samego siebie oraz z czułą i odpowiedzialną miłością wobec innych.
ks. Marek Dziewiecki
Ks. Marek Dziewiecki, prodziekan Wydziału Teologicznego UKSW w Radomiu, psycholog i duszpasterz, dyrektor katolickiego telefonu zaufania „Linia Braterskich Serc". Autor publikacji z zakresu psychologii wychowania i pedagogiki. Współpracuje z CFD w Krakowie.


Każdy będzie rodzicem. O roli rodziców w rozwoju dziecka, Małgorzata Mierzwa-Hudzik
Od 22 lat jestem matką fizyczną; duchową od lat 10. Kiedy jednak usiadłam do napisania tekstu o roli rodziców, doświadczyłam dużej trudności. Uświadomiłam sobie też, że pełnię rolę matki tak długo, że nie wyobrażam sobie, jak można nią nie być. Doświadczam tego, jak bardzo ta rola ulegała zmianom -bo jest ona inna na poszczególnych etapach rozwoju dziecka i rodziców.
Podkreślę, iż rodzice rozwijają się i powinni się rozwijać razem ze swoimi dziećmi. Jest to mało znana rzecz; tak jak i ta, że do roli rodziców trzeba się przygotować - również teoretycznie. Nie jest to umiejętność wrodzona. Wymaga trochę wysiłku i przyswojenia sobie pewnych treści, m.in. o fazach rozwoju dziecka. Mówiąc o tym, należy pamiętać, iż rozwój ten dokonuje się w trzech sferach: a) fizycznej, b) psychicznej i c) duchowej. Na wszystkich tych płaszczyznach rodzice mają dużo do zrobienia. Mogą zrobić wiele dobrego, ale też złego - poprzez zaniedbanie, zwykłą ignorancję lub nierozwiązane problemy, czy zwyczajnie przez brak wzajemnej miłości.
Na wstępie ważna obserwacja...
Pominę rozwój fizyczny dziecka, gdyż wydaje mi się, iż jest to temat, w którym orientujemy się stosunkowo dobrze, a literatura obecna na rynku jest obszerna. Gorzej (moim zdaniem) jest z wiedzą dotyczącą rozwoju psychicznego, duchowego oraz z potrzebami psychicznymi i duchowymi dziecka (tak, dziecko też ma potrzeby duchowe!).
Nim przejdę do omówienia roli ojca i matki w poszczególnych okresach życia, pozwolę sobie na wypunktowanie - moim zdaniem najważniejszych - kilku ogólnych zagadnień, ważnych w tej roli przez cały okres wychowawczy. Są to: 1) obecność i granice, 2) atmosfera akceptacji i życzliwości, 3) wzajemne poszanowanie i postawa twórcza.
Obecność ojca i matki w rozwoju, choć wydaje się istotna i najważniejsza w pierwszych latach życia dziecka, odgrywa ważną rolę przez całe jego życie. Ta obecność jest inna w pierwszych miesiącach życia dziecka (ciągła, niemal bez przerwy), a inna, gdy dziecko ma 4,10, czy 18 lat. Jest jednak wspólny mianownik tej obecności: mianowicie musi być ona nakierowana na aktualne potrzeby dziecka. Ma ona budować kontakt rodzica z dzieckiem, a przez nich ze światem. Rozumiem przez to, że dziecko ma być słuchane przez rodzica i ma nauczyć się słuchać, ma przeżywać to, co się dzieje w nim samym i uczyć się to wyrażać. Rodzice muszą też mu ukazać, iż obok niego są inni, którzy czują, widzą, potrzebują podobnie jak ono.
Niebezpieczeństwem jest tutaj obecność bez kontaktu. Wtedy nie słuchamy, lecz - my dorośli - lepiej wiemy, czego dziecko potrzebuje. Ten błąd jest jak miecz obosieczny - uderza i w dziecko, i w rodziców. Obie strony są rozczarowane. Rodzicom się wydaje, że dają mu dużo, ale nie chcą się zbytnio angażować. Dziecko jest sfrustrowane i zdezorientowane podwójnym komunikatem rodziców: „Jesteśmy dla ciebie, ale to my lepiej wiemy, czego ty chcesz". Jest to dla dziecka głęboko raniące.
Obecność musi być różna na różnych etapach rozwoju dziecka; intensywna w pierwszych latach życia i coraz bardziej dyskretna w okresie dorastania.
Podobnie jest z granicami. Są to zasady, które powinny być obecne w wychowaniu w każdej rodzinie. Określenie tego, co można, a czego nie należy robić, należy do rodziców, i to oni mówią o konsekwencjach przekroczenia pewnych granic.
Moja praca z młodymi ludźmi przygotowującymi się do małżeństwa uświadamia mi, jak wielu rodziców nie potrafi się cieszyć z faktu, że ich dzieci chcą próbować być dorosłymi i brać odpowiedzialność za swoje życie, uczyć się go, nawet za cenę własnych błędów. Najlepsze rady rodziców są gorsze niż własne doświadczenie młodych ludzi. Życia uczymy się na własny koszt.
Mówiąc o szacunku i postawie twórczej, mam na myśli stosunek do drugiego człowieka, oparty o zaufanie do niego i traktowanie go jako wartości. Z własnego doświadczenia - jako rodzic -wiem, iż obdarzenie dziecka zaufaniem, jest jedną z najważniejszych rzeczy w procesie wychowawczym. Ideałem jest, aby obie strony miały do siebie zaufanie. To zakłada obecność i ciągłe rozmowy, bo tylko w ten sposób można zbudować przestrzeń bezpieczeństwa i wzajemnej akceptacji. A ponieważ dzieje się to w procesie stawania się człowiekiem, wymaga od nas elastyczności i postawy twórczej, która jest zaprzeczeniem sztywności. Sztuką jest umiejętność dostrojenia się do zmieniających się warunków zewnętrznych, z zachowaniem tego, co najistotniejsze i najbardziej wartościowe.
Rolę rodziców widzę jako zadanie osób, które widzą dalej i więcej niż ich dzieci, i wiedzą, jaki system wartości chcą przekazać swoimi wychowankom. Bardzo ważną rzeczywistością w wychowaniu jest fakt, że bierze w niej udział matka - kobieta, i ojciec -mężczyzna - pokazując wpływ obu płci na siebie.
Rola ojca i matki w rodzinie
Najczęściej tymi najbliższymi, którzy towarzyszą nam w życiu od najmłodszych lat, są nasi rodzice: matka i ojciec - ci, z których cząstek powstaliśmy. Oni też przez pierwsze lata kształtują nas i rzeźbią. Jak wielki mają wpływ, widać dopiero wtedy, gdy wpojone przez nich postawy zawodzą, gdy człowiek stara się żyć na własny rachunek. Relacje domowe są głównym przedmiotem wszelkich terapii.
W kontakcie małego dziecka z matką w pierwszych miesiącach życia najważniejsza jest bliska, fizyczna i emocjonalna więź. Aby dziecko zostało nakarmione, przytulone. Nie bez znaczenia jest jednak, jak te potrzeby są zaspokajane. Czy od razu i na każde zawołanie, czy dopiero po długim czasie lub wcale? Matka już w pierwszym miesiącu życia daje dziecku niewerbalne informacje, czy świata trzeba się bać, czy można mu zaufać. Jest to podstawowa zasada ufności lub nieufności, „do" lub „od" świata. Jeśli jest dostępna na każde zawołanie, buduje w dziecku zaufanie do świata, poczucie, że jest on przyjazny, a nie zagrażający.
To właśnie matka uczy nas tego, czy nasze potrzeby są ważne, czy nie. Jest prekursorką nauki troszczenia się o siebie.
Relacja matki z córką
Mała dziewczynka, doświadczając troski swojej matki, uczy się, że jej potrzeby są ważne, że trzeba o nie dbać. Doświadczając akceptacji i troski, kiedyś będzie umiała zatroszczyć się o innych i o siebie. Jej relacja z matką kształtuje jej stosunek do siebie jako kobiety. Matka, która ma pozytywny stosunek do siebie i do swojej córki, która daje jej akceptację oraz przestrzeń do życia, sprawia, iż dziewczynka będzie lubiła siebie, swoją kobiecość i role kobiece, które przyjdzie jej pełnić. Matka wpływa również na to, jak córka będzie przeżywała swoją kobiecość oraz jakie będzie miała relacje ze światem mężczyzn.
Matka nam wszystkim kojarzy się najczęściej z osobą ciepłą, pracowitą, opiekującą się słabszymi. Ale bywa też i tak, że nosimy w sobie inny obraz matki: krzykliwej i krytykującej. Zdarza się niekiedy, że ta osoba (matka) już nie żyje, a my ciągle nosimy w sobie jej głos i krytyczne słowa. Wtedy nieświadomie możemy realizować jej plan życia zamiast własnego. Pamiętam, jak do poradni przyszła osoba, której matka ciągle powtarzała, że niczego w życiu nie osiągnie. Przez wiele lat osoba ta borykała się z problemem zdania egzaminów na studia, a następnie z napisaniem pracy magisterskiej. Dotarcie do tego wewnętrznego głosu zajęło jej sporo czasu. Odnalazłszy go, mogła zacząć szukać tego, czego naprawdę pragnie.
Relacja matki i ojca z synem
Jest to relacja bardzo mocna (być może tak mocna jak duża jest różnica płci). Matka jest tą, która kocha bezwarunkowo i która zaspokaja wszystkie potrzeby. W 18. miesiącu życia mały chłopiec odczuwa chęć oddalenia się od matki i w jakiś przedziwny sposób zaczyna fascynować go ojciec. Nieobecność ojca w tym czasie lub jego psychiczna niedostępność może być przyczyną wielu problemów w wieku późniejszym. Chłopiec wychowany tylko przez matkę uczy się, jak dostosować swoje zachowanie do oczekiwań kobiet, a redukuje męskie zachowania, które nie odpowiadają kobietom. Traci w ten sposób jakiś męski aspekt osobowości. Może to wpływać na jego kontakty z innymi mężczyznami (brak męskich przyjaźni). Mały chłopiec potrzebuje silnego związku z ojcem, który da mu oparcie emocjonalne, aby ten mógł odejść od matki i uniezależnić się od niej. Chłopiec musi rozwinąć niezależność od matki, co nie dzieje się bez obawy o jej złość i bez lęku przed separacją. Chłopiec, czując złość do matki, może pójść do ojca i dać jej upust. Wtedy ojciec jest jakby buforem. Kiedy ojca nie ma, dziecko może wyładowywać tę złość przeciw matce - narażając się na jej złość - lub przeciw sobie. Ważną sprawą jest, aby dzieci miały kontakt z dorosłymi mężczyznami, nawet gdy kontakt z ojcem jest niemożliwy.
Ojciec jest ważną osobą w kształtowaniu się orientacji seksualnej dziecka. To ojciec wpływa na to, że chłopiec dorastając, będzie spostrzegł siebie jako mężczyznę. Da mu to poczucie tożsamości. Przejście od utożsamiania się z matką do męskiej tożsamości nie jest decyzją świadomą, dokonuje się to nieświadomie. Syn potrzebuje wtedy wsparcia ze strony ojca lub innego mężczyzny. Chłopiec jak gąbka chłonie męskie cechy swojego ojca, nie różnicuje, czy są dobre, czy złe.
Rola ojca w życiu dziewczynki
Dla dziewczynki ojciec jest zwiastunem męskiego świata. W pierwszych miesiącach życia dziecka ojciec rozbija symbiotyczny związek dziecka i matki. Później staje się osobą, która fascynuje, ale też stawia pierwsze wymagania. To on jest tym, który symbolizuje świat męski i pokazuje relacje, jakie łączą światy kobiet i mężczyzn. Jest też pierwszym mężczyzną, którym dziewczynka się interesuje. Dobrze się dzieje, gdy od ojca słyszy afirmację tego, że jest kobietą, gdy widzi, że relacja ojca do matki jest pełna miłości, akceptacji i szacunku; kiedy w oczach ojca widzi szacunek i uznanie, radość z tego, że jest kobietą. Sposób, w jaki nauczy się zdobywać jego zainteresowanie, stanie się jej głównym sposobem odnoszenia się do mężczyzn.
Podsumowując musimy stwierdzić, że to, jaki mamy stosunek do siebie, swojej kobiecości czy męskości, oraz nasze relacje z płcią przeciwną zależą od relacji z naszymi rodzicami, oraz ich wzajemnych odniesień. Generalną zasadą rozwoju jest: „nie mów, tylko pokaż". Dzieci uczą się postaw dorosłych, ich zachowań i przyzwyczajeń przez naśladowanie. Potem, dorastając, przenoszą te postawy na dorosłe życie.
Rodzice a obraz Boga
W naszej kulturze Bogu nadajemy płeć męską. Dzieje się tak, mimo iż - tak jak na obrazie Rembrandta „Powrót syna marnotrawnego" - Bóg Stwórca łączy w sobie pierwiastek kobiecy i męski. Biblia nie określa Jego płci, a równie często - w odniesieniu do Boga - używane są słowa odnoszące się zarówno do kobiety, jak i do mężczyzny. W języku polskim ma On jednak rodzaj męski. Dlatego relacja z ojcem ma kluczowe znaczenie dla obrazu Boga, jaki dziecko nosi w sobie. Ponieważ często cierpimy na brak dobrych relacji z ojcami, którzy są zagrażający bądź nieobecni, mamy też kłopot z Panem Bogiem. Matka, która kojarzy się z bezpieczeństwem, stanowi przeciwwagę dla surowego bądź „niewidzialnego" ojca. To być może jest podłożem tego, że chętniej - przynajmniej w Polsce - uciekamy się pod opiekę Maryi i przez Nią, Jej wstawiennictwo, prosimy Boga Ojca. Dziecko ma wrodzoną wiarę w „dobrego dawcę". Ma wręcz potrzebę Boga. Złe relacje nadwątlają tę podstawową ufność.
Rodzicielstwo jest wpisane w naszą naturę. Zostaliśmy stworzeni na Boży obraz i podobieństwo - z darem tworzenia, odkrywania tego, co nowe i piękne. Tak jak Bóg - każdy jest powołany do bycia ojcem i/lub matką.
Po ponad 20 latach rodzicielstwa mam olbrzymią satysfakcję, gdy patrzę na tych, którym towarzyszyłam w rozwoju - moich dwóch synów, czy osób, którym służyłam pomocą jako terapeuta lub kierownik duchowy. Jestem za nich wdzięczna. Dziękuję za łaskę odkrywania ich, ale też poznawania siebie samej. Dzięki temu czasem mam poczucie, że Bóg stwarzając nas, podzielił się częścią siebie - i dał nam możliwość przekazania tego następnym pokoleniom.
Małgorzata Mierzwa-Hudzik


Uzdrawianie relacji. Wiesława Stefan
„Człowiek znajduje pełnię swego rozwoju, swą pełną realizację, niczym nie zastąpione bogactwo w rodzinie. Tutaj bardziej niż w jakiejkolwiek dziedzinie życia rozgrywa się naprawdę los człowieka".
Jan Paweł II
Uzdrawianie relacji w procesie wychowania w rodzinie to bardzo obszerny temat. W tym krótkim artykule przedstawię go, biorąc pod uwagę dwa wybrane aspekty, które wzajemnie się przenikają: tworzenie więzi i budowanie granic.
Tworzenie więzi i budowanie granic w pierwszych trzech latach życia dziecka
Zgadzam się z Henry Cloud'em, który pisze, że najgłębszą potrzebą człowieka jest przynależność, pozostawanie w relacji z drugą osobą, oraz posiadanie swojego duchowego i emocjonalnego „domu". Do tych najgłębszych potrzeb człowieka należy miłość. A miłość to więź międzyosobowa oparta na wzajemnej trosce i zaangażowaniu.
Zostaliśmy stworzeni, aby tworzyć więzi z innymi ludźmi, dając sobie bliskość, zaufanie i pomoc. Więzi międzyludzkie są podstawą każdej indywidualnej egzystencji. Jeśli tej podstawy brakuje, nie sposób tworzyć granic.
Granice określają człowieka i pomagają mu w życiu. Odpowiadają na pytanie: Co jest mną, a co już mną nie jest? Zdaniem H. Cloud'a i J. Towsend'a ...granice pokazują, gdzie kończę się ja, a zaczyna się ktoś inny. Pomagają one w budowaniu poczucia własnej wartości i odpowiedzialności w odniesieniu do samego siebie. Podstawą wolności człowieka jest świadomość tego, co jest mną, co posiadam jako siebie i za co jestem odpowiedzialny.
Pierwszych 5 miesięcy życia dziecka to czas zadzierzgnięcia więzi z rodzicami. Dziecko powinno doświadczyć, że jest kochane i bezpieczne. Jest to najczęściej zadanie matki, ale również ojciec może odegrać taką rolę. Ważna jest stałość opieki jednej osoby, najlepiej matki.
Zadzierzgnięcie więzi następuje wtedy, gdy matka wychodzi naprzeciw potrzebom dziecka - potrzebie bliskości, bycia trzymanym na rękach i przewijanym, bycia karmionym. Doświadczając własnych potrzeb i pozytywnej reakcji na nie ze strony matki, dziecko zaczyna kształtować w sobie emocjonalny obraz kochającej matki i stałej w miłości rodzicielki. Każde doświadczenie stałości matczynej miłości owocuje umacnianiem się u dziecka wewnętrznego poczucia bezpieczeństwa.
Poprzez tę bliskość, czułość, bezpieczeństwo tworzy się pierwotne zaufanie do osoby, która zaspokaja potrzeby. Dziecko nie ma na tym etapie poczucia własnej odrębności w stosunku do matki. Stan, w jakim znajduje się dziecko, określany jest mianem symbiozy, swego rodzaju zanurzenia w bliskości z matką. Poprzez proces przywiązania powstaje więź symbiotyczna.
Zachowanie przywiązaniowe jest ogromnie ważne, ponieważ tworzy podstawę do różnicowania się dziecka od matki.
Nieprawidłowości procesu przywiązania związane z długotrwałym rozstaniem z matką mogą doprowadzić do przerwania więzi z matką i w odpowiedzi może się pojawić izolacja obronna. Dzieci, a później ludzie dorośli, mają w wyniku takiego doświadczenia skłonność do izolacji. Mówi się o nich „samotnik od urodzenia" lub „on (ona) zawsze wolał być sam". W dorosłym życiu tacy ludzie boją się określać granice, ryzykując utratę więzi.
Inną formą zaburzenia przywiązania, związaną z brakiem empatii ze strony matki, jest przywiązanie przez fałszywe ja. Taki człowiek może pozostawać w uciążliwej zależności od matki lub później od współmałżonka, zdając się na ich kaprysy, zaspokajając ich potrzeby, ponieważ jego prawdziwe ja się nie wyodrębniło. Taki człowiek często nie wie, kim jest, nie zna siebie, swoich potrzeb.
Od tego biernego zjednoczenia z matką dzieci przechodzą do następnego etapu; aktywnego zainteresowania się światem zewnętrznym. Umocniwszy się w poczuciu bezpieczeństwa i przynależności dzieci dają wyraz następnej ze swych potrzeb; potrzebie autonomii i niezależności. Następuje faza oddzielenia od matki, nazywana wylęganiem. Od 6 miesiąca następuje czas odkrywania, smakowania i odczuwania nowych rzeczy. Dziecko nadal jest zależne od matki, ale odchodzi od swego zanurzenia w bliskości.
Po oddzieleniu się od matki dziecko wchodzi w kolejną fazę; aktywnego zainteresowania światem zewnętrznym, zaczyna zdawać sobie sprawę z istnienia fascynującego świata i chce mieć w nim swój udział. W tej fazie ćwiczeń (od 10 miesiąca życia) dziecko rezygnuje z bezpieczeństwa na rzecz podniecenia i przygody. Rusza pędem w świat z poczuciem wszystko potrafię, byle tylko mieć w zasięgu wzroku mamę. Granice fizyczne pozwalają mu bezpiecznie uczyć się działania.
Tworzenie granic
Jest to również czas walki z rodzicami o władzę. Dziecko potrzebuje miłości matki i ojca, potrzebuje ich akceptacji, ale potrzebuje też wyraźnych i bezpiecznych granic gniazda. Potrzebuje "przytrzymania",(Przytrzymanie - mocne i zdecydowane przytrzymanie dziecka w ramionach bez złości i karcenia, nazywanie uczuć dziecka i wyrażanie słów miłości jesteś bardzo zezłoszczony, nie zostawię cię samego z tą złością, kocham cię i chcę ci pomóc, będę cię tulić tak długo aż ta złość „sobie pójdzie") które nie ma na celu podporządkowania sobie lub ubezwłasnowolnienia dziecka, lecz ma udzielić mu takiego wsparcia i miłości, które pozwolą mu na zbudowanie własnego, odrębnego ja. Dzieci uczą się, że śmiałość i inicjatywa są potrzebne i pożądane. Rodzice powinni wytyczyć dziecku sensowne granice, nie gasząc przy tym jego entuzjazmu.
Słowo nie to pierwsza werbalna granica, którą poznają dzieci. Umożliwia ona dziecku odcięcie się od tego, czego dziecko nie lubi, pozwala mu dokonywać wyborów, chroni je. Zadaniem rodziców jest stworzenie takich warunków, by dziecko mówiąc nie czuło się bezpiecznie. Dziecko powinno umieć nie tylko mówić nie, ale i przyjąć nie drugiego człowieka.
Jeśli te potrzeby dziecka nie zostaną zaspokojone, dziecko może zacząć podporządkowywać sobie otoczenie, tak jakby było wszechmocne. Wtedy o takim dziecku mówi się mały tyran.
Zdarza się również, że ta naturalna potrzeba poznawania świata i przemierzania go zostanie ogrodzona straszeniem: Nie idź tam, bo cię pan zabierze, zbije... Zły pies cię porwie. Ciekawość i ruchliwość dziecka zostanie zahamowana, a dziecko napełnione lękiem zacznie spostrzegać, już w wieku 2-4 lat, świat i ludzi przede wszystkim jako coś wrogiego, niebezpiecznego.
By dziecko potrafiło w bliższej i dalszej przyszłości tworzyć dobre relacje z ludźmi, potrzebuje zobaczyć, jak czynią to rodzice, trzymając je na rękach lub trzymając rękę dziecka w swojej i z radością pokazując pozytywne strony życia, otaczającego świata i spotykanych ludzi. Dziecko w tym wieku jest zawsze pod opieką dorosłych. Dopiero, gdy w poczuciu bezpieczeństwa i miłości pozna pozytywne strony życia, przychodzi czas, by pokazać negatywne.
Pierwsze trzy lata życia to szczególny okres w życiu każdego człowieka, szczególnie w rozwoju uczuć społecznych, a przede wszystkim uczuć przywiązania. Zaniedbania w tym zakresie mają duży wpływ na relacje międzyludzkie w przyszłości, na: otwartość na drugiego człowieka, umiejętność wchodzenia w głębokie relacje międzyludzkie (przyjaźń, miłość), umiejętność zaufania sobie i drugiemu człowiekowi, naturalną radość życia i dzielenie się nią z innymi.
Dlatego stała obecność matki przy dziecku w tym okresie życia i ojciec świadomy swojej roli w fazie wczesnego dzieciństwa są najlepszym posagiem na przyszłość.
Bardzo ważna jest też rola dziadków, którzy nie naciskają na szybki powrót córki czy synowej do pracy, ale wspierają młodych rodziców tak, by możliwa była jak najdłuższa obecność matki przy dziecku w ciągu tych 3 lat.
Miłość i granice idą ze sobą w parze na każdym etapie życia człowieka.
Szanowanie granic dziecka, troska o jego autentyczne potrzeby, a nie zachcianki, to nie jest propozycja bezstresowego wychowania. Rodzicom, którzy mówią: Dziecko wie najlepiej, czego potrzebuje, pani Jirina Prekop odpowiada: Dziecko czuje najlepiej czego potrzebuje, ale jeszcze tego nie wie. Jeśli wymaga się od niego takiej świadomości, stawia się mu wygórowane żądania. (...) Rodzice dają dziecku wolną wolę, kiedy ono potrzebuje bardziej poczucia bezpieczeństwa. Ustępują, by okazać mu swą miłość, podczas gdy ono potrzebuje ustalenia granic, aby w prawidłowy sposób móc rozwijać wolę.
Kochać to znaczy działać na rzecz dobra osoby, którą się kocha. Przed rodzicami czy opiekunami dziecka pojawia się zadanie rozpoznania, co jest tym dobrem. Jest nim przede wszystkim rozpoznanie i zaspokajanie podstawowych potrzeb dziecka. Brzmi to banalnie, ale nie jest takie proste, kiedy rodzice w dzieciństwie sami nie mieli zaspokojonych tych potrzeb.
Jedna z moich studentek, matka 5-letniego chłopca, „odkrywając" w trakcie zajęć, że dziecko potrzebuje, by mu okazywać miłość; mówić „kochani cię", tulić, kołysać w ramionach, rozmawiać, słuchać z uwagą, zaczęła to czynić. Pewnego razu, kiedy jej synek siedział jej na kolanach i tuląc się do mamy, serdecznie z nią rozmawiał, weszła babcia, która z oburzeniem powiedziała: Co ty wyprawiasz z tym dzieckiem, na kogo on wyrośnie? Na mięczaka, który nie poradzi sobie w życiu? Matka chłopca po raz pierwszy w życiu przeciwstawiła się swojej matce i powiedziała jej, że od kiedy okazuje swojemu synowi miłość, czułość, ma dla niego czas i jego zbiornik emocjonalny jest napełniony, syn stał się „grzeczniejszy", słucha jej poleceń czy próśb, jest chętny do pomocy, a ona nie musi krzyczeć. I musi się bardzo starać, by zrezygnować z podniesionego tonu, który do niedawna był regułą w próbach komunikacji z synem.
Kiedy dziecko doświadcza zaniedbania (nie otrzymuje miłości, wsparcia, zrozumienia...) i przemocy, również słownej, która jest szczególnie niszcząca, konsekwencją takich doświadczeń jest niskie poczucie własnej wartości, nieumiejętność zadbania o siebie, swoje granice, nieumiejętność zaprotestowania lub po prostu ucieczki przed lub od osoby, która je krzywdzi i zwrócenie się o pomoc. Niestety, takie dzieci, a potem dorośli, będą woleli raniący kontakt niż żaden, ponieważ dla dziecka nie ma nic gorszego niż bycie ignorowanym.
Takie dzieci w domu i poza domem nieświadomie prowokują sytuacje typu: No, uderz mnie, no, szturchnij mnie. A kolega czy koleżanka zapytani: Dlaczego go bijesz? Odpowiadają: Bo on (ona) sam się o to prosi.
Jakże słuszne jest powiedzenie, iż ludzie rozwijają się i rosną na glebie akceptacji. Każdy człowiek potrzebuje drugiego człowieka, dzięki któremu zobaczy swoje pozytywne strony, a nie tylko negatywne. J. Powell w jednej ze swych książek pisze, iż statystycznie dziecko do 5 roku życia dziennie otrzymuje 431 negatywnych informacji na swój temat. To bardzo trudna sytuacja dla dziecka, ale i dla dorosłych. Kiedy proponuję rodzicom, gdy rozmawiam z nimi o problemach wychowawczych ich dzieci, by starali się powiedzieć swoim dzieciom trzy pozytywne rzeczy dziennie, słyszę upewnienie, pytanie: Dziennie? Może na początek trzy razy w tygodniu? Kiedy rodzice, czy nauczyciele podejmują to zadanie, ze zdziwieniem stwierdzają, że ich relacje z dziećmi się poprawiają, dzieci wykazują większą gotowość do współpracy. Mój tato, moja mama wierzy we mnie, mówi, że potrafię. Działa to jak samospełniająca się przepowiednia.
Dzieci potrzebują prowadzenia po trudnej ścieżce osobistego rozwoju, potrzebują autorytetu. Jeśli dziecko miało możliwość doświadczenia pełnego miłości, ochraniającego i kierującego autorytetu2, to nawet jeśli nie był on w pełni zrozumiały, łatwiej mu będzie w przyszłości uznać inne autorytety, nawet gdy będą one nieprzyjemne, np. zasady ortografii czy regulamin szkolny. Słusznie J. Prekop zauważa, że właśnie tu, w ramionach rodziców, rodzi się wiara w wyższe zasady, jak i gotowość zaufania im.
Trudny okres dorastania
Kolejny etap rozwojowy, na który chciałabym zwrócić uwagę, to okres dorastania. Jest on swego rodzaju „powtórką" pierwszych lat życia dziecka. Dzieci, których potrzeby były zaspokajane, a granice prawidłowo budowane, w mniejszym stopniu, bądź wcale nie doświadczają zagubienia, mniej bolesne (aczkolwiek nie całkiem bezbolesne) jest ich dorastanie.
Kiedy rodzice szukają pomocy w poradni, bo rozwydrzony nastolatek sprawia duże kłopoty, pytam rodziców, jak przebiegały pierwsze trzy lata życia syna lub córki. Z reguły ujawnia się wiele zaniedbań: nieobecność rodziców, przypadkowe opiekunki, często wielość opiekunów. Wielu rodziców nie pamięta, jaki był ich 2-3 latek.
Dzieci wchodząc w trudny dla nich samych i rodziców okres dorastania, zaczynają się buntować, spierać z rodzicami. Chcą samodzielności i niezależności. Domagają się swoich praw, zapominając o obowiązkach. A jednocześnie nieświadomie szukają wsparcia w kimś silnym. Potrzebują przyjacielskiego dorosłego, z którym mogą bezpiecznie (nie narażając się na krytykę czy odrzucenie) spierać się i dyskutować. Potrzebują zrozumienia, cierpliwości, ale jednocześnie przekonania, że rodzic czy wychowawca wie, czego chce i wie, dokąd zmierza. Daje im to poczucie bezpieczeństwa i pozwala czuć szacunek do rodziców, chociaż czasami nie potrafią tego okazać.
Tak bym chciał, by moi rodzice wyraźnie powiedzieli, czego ode mnie oczekują i byli konsekwentni w tym, co powiedzieli (chłopak, 13 lat).
Jak byłam mała, to wiedziałam, że tato mnie kocha, a teraz to tylko się czepia, że bałagan w pokoju, że za mato się uczę, że za dużo czasu spędzam przed lustrem (dziewczyna, 14 lat).
Obie te wypowiedzi pokazują, że młodzież w okresie dorastania również potrzebuje, by okazywać im miłość i stawiać granice.
Wytyczanie granic jest procesem, w którym rodzice uczą swoje dzieci obowiązujących norm i oczekiwanych zachowań, gdyż naturalne jest, że pewne normy i zasady obowiązują w rodzinie, społeczeństwie i kulturze.
Rozwijanie granic już u małych dzieci to zbawienna profilaktyka. Jeśli nauczymy nasze dziecko odpowiedzialności, ustanawiając ograniczenia i kształtując postawę cierpliwości w oczekiwaniu na spełnienie pragnień, oszczędzimy mu wielu problemów w dorosłym życiu.
Trzeba pomóc dziecku rozpoznawać własne potrzeby, inaczej bowiem może ono w przyszłości być nieszczęśliwym człowiekiem, próbując zaspokajać potrzeby innych ludzi i czując się być może za nie odpowiedzialny.
Możemy pomóc naszemu dziecku:
- Pozwalając mu mówić o swoim gniewie.
- Pozwalając mu okazywać żal i smutek i nie próbując mu wmówić, że są nieuzasadnione.
- Zachęcając dziecko do zadawania pytań.
- Pytając, co czuje, gdy zobaczysz, że jest wyizolowane i zestresowane.
- Z jednej strony będąc konsekwentnym i twardym, a z drugiej na tyle elastycznym, by wraz z rozwojem dziecka zmieniać granice.
- Pozwalając odczuć swojemu dziecku konsekwencje swoich czynów.
- Rozmawiając ze swoim dzieckiem i opowiadając mu o skutkach takiego czy innego zachowania.
- Szanując nie swojego dziecka i nie odbierając mu poczucia miłości i akceptacji, gdy wyraża ono swój sprzeciw.
- Budując i pielęgnując więź z twoim dzieckiem, okazując mu uczucia i rozmawiając z nim. Twój syn, twoja córka będzie szanowała granice, jeśli będzie wzrastała w poczuciu akceptacji, bezpieczeństwa i bliskości obojga rodziców.
- Będąc konsekwentnym w swoim postępowaniu; niech twoje słowa będą zgodne z twoim postępowaniem.
Dzieci chcą i potrzebują miłości i granic. One zaspokajają ich potrzeby. Chcą wiedzieć, jakie są ich relacje z innymi ludźmi oraz oceniać rosnące z czasem swoje zdolności i umiejętności. Okazywana miłość i budowane granice pozwalają im lepiej rozumieć siebie i innych ludzi.
Wieslawa Stefan
Wiesława Stefan, wykładowca w Instytucie Pedagogiki Uniwersytetu Wrocławskiego, terapeutka, autorka publikacji poświęconych zagadnieniom życia małżeńskiego i rodzinnego. Współpracuje z CFD w Krakowie.


Spis treści
Od Redakcji
Amedeo Cencini FdCC
Etapy w procesie wychowania » 10
ks. Marek Dziewiecki
Emocje a wychowanie » 21
Mieczysław Kożuch SJ
Kierownictwo duchowe i wychowanie religijne » 32
Bogusław Szpakowski SAC
Duchowość terapeuty » 45
Małgorzata Mierzwa-Hudzik
Każdy będzie rodzicem.
O roli rodziców w rozwoju dziecka » 55
Wiesława Stefan
Uzdrawianie relacji » 62
Kinga Gierula
„Nadzieja" dla uzależnionych » 71
Rozmowa z Amedeo Cencinim FdCC
O kryzysie powołania » 79
Rozmowa ze Stanislawem Morgallą SJ
Realizm w wychowywaniu » 89
Rozmowa z ks. Alessandro Pronzato
Chrześcijaństwo, które zadaje pytania » 98
Andrzej Ruszała OCD
Kontemplacja i ciemna noc w modlitwie » 108
ks. Alessandro Pronzato odpowiada na pytania » 124
Zofia
Przemiana mojego życia w cieple Bożej miłości » 130
Piotr Podlecki
Im bliżej jestem Boga, tym bliżej jestem dzieci » 136
ks. Mirosław Cholewa
Czy czasopismo może wychowywać? » 139
Anna Gatecka
Ta poezja rodzi wiarę... » 144
s. Joachima Górna CSDP
„Dla mnie żyć - to Chrystus".
Droga do prawdziwego życia » 149


Centrum Formacji Duchowej
Centrum Formacji Duchowej w Krakowie jest prowadzone przez zgromadzenie zakonne salwatorianów. Wychodzi naprzeciw zapotrzebowaniu formowania grup wiernych, w których więcej uwagi poświęca się poszczególnym osobom, ich indywidualności.
Centrum zostało powołane do życia po to, żeby towarzyszyć osobom duchownym i świeckim w poszukiwaniu głębszego doświadczenia wiary i integralnego rozwoju: psychicznego i duchowego.
Centrum współpracuje z cenionymi formatorami rożnych szkół i ośrodków życia duchowego, którzy dzielą się swoim osobistym doświadczeniem wiary, swoją wiedzą teologiczną, pedagogiczną i psychologiczną.
Program formacyjny Centrum uwzględnia wielorakie oczekiwania osób duchownych i świeckich. Przewiduje on między innymi:
Szkołę Modlitwy Słowem Bożym
Szkołę Kierownictwa Duchowego
Szkołę Biblijną
> Ćwiczenia Ignacjańskie
> Rekolekcje Lectio divina

> Dwuletnią Szkołę Wychowawców w Seminariach Diecezjalnych i Zakonnych
> Dwuletnią Szkołę Formatorek Zakonnych
> Edycję czasopisma „Zeszyty Formacji Duchowej".
Szczegółowe informacje można uzyskać, pisząc na adres:
Centrum Formacji Duchowej
ul. św. Jacka 16; 30-364 Kraków tel. (0-12) 269 23 97, tel./fax (0-12) 254 60 60
e-mail: cfd@salwatorianie.pl www.cfd.salwatorianie.pl
prenumeraty Zeszytów
W ciągu roku ukazują się trzy numery „Zeszytów" (w tym numer specjalny -Notatnik Ćwiczeń Duchowych)
Cena detaliczna jednego egzemplarza poza prenumeratą - 8,50 zł
arunki prenumeraty na rok 2(
PRENUMERATA KRAJOWA
Cena jednego egzemplarza - 7,50 /l; Cena roczna (trzy numery) - 22,50 zł.
Dla nabywających większą ilość egzemplarzy przewidziane są zniżki od ceny detalicznej:
5-9 egz. zniżka 5%
10-19 egz. zniżka 10%
20 i więcej egz. zniżka 15%
Koszty przesyłki w prenumeracie pokrywa Wydawca.
PRENUMERATA ZAGRANICZNA
Koszt jednego egzemplarza: Europa - 5 USD, poza Europą - 7 USD lub równowartość w innej walucie, także w złotówkach. Koszty przesyłki w prenumeracie pokrywa Wydawca. Będziemy wdzięczni za wszelką dodatkową ofiarę przesłaną na Fu
Wspierania Zeszytów.
należy dokonywać na blankiecie przekazu bankowego, podając zamawiane numery „Zeszytów" i liczbę egzemplarzy, na konto:
Salwatorianie
Centrum Formacji Duchowej
ul. św. Jacka 16; 30-364 KRAKÓW
PKO BP II/O Kraków PL 96 1020 2906 0000 1202 0014 1341
Adres Redakcji:
„Zeszyty Formacji DucKowej"
ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków
tel. (0-12) 269 23 97; tel./fax (0-12) 254 60 60
zeszyty@salwatorianie.pl; www.cfd.salwatorianie.pl
REDAKCJA ks. Bogdan Giemza SDS
ks. Józef Pyrek SDS
ks. Piotr Stawarz SDS (sekretarz redakcji) ks. Krzysztof Wons SDS (redaktor naczelny)
PROJEKT OKŁADKI ks. Albert Poloczek SDS
KOREKTA Wydawnictwo SALWATOR
Adres Redakcji:
Zeszyty Formacji Duchowej
ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków
tel. (0-12) 269 23 97; fax (0-12) 269 23 87
e-mail: zeszyty@salwatorianie.pl
http://www.cfd.salwatorianie.pl
SKŁAD i ŁAMANIE Wydawnictwo SALWATOR
Za pozwoleniem władzy zakonnej ISSN 1426-8515
© Copyright by
2004 Wydawnictwo SALWATOR
ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków
www.salwator.com
Drukarnia Narodowa S.A.
Kraków, ul. Marszałka Józefa Piłsudskiego 19
tel.: 4222895

piątek, 25 lutego 2011

Wychowanie bez porażek. Rozwiązywanie konfliktów midzy rodzicami a dziećmi. Thomas Gordon, Tłum. i wstęp: Alicja Makowska, Elżbieta Sujak


SŁOWO DO CZYTELNIKA POLSKIEGO
Tłumaczenie książki, która przed paru laty była bestsellerem w krajach zachodniej Europy, a w kraju pochodzenia -Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej stworzyła własną szkołę wychowania rodzinnego, stało się przygodą intelektualną także i dla tłumaczących. Książka nie stanowi rejestru praw i obowiązków rodziców oraz dzieci, ani wykazu powinności rodzicielskich, występuje przeciw manipulowaniu dzieckiem, a także przeciw manipulacjom dziecięcym stosowanym wobec rodziców, głosi nowe możliwości kształtowania atmosfery rodzinnej. Autor obiecuje szkolonym przez siebie rodzicom możliwość zupełnej rezygnacji z karania jako zabiegu wychowawczego, bolesnego zazwyczaj dla rodziców prawie tak samo jak dla dzieci, jeśli nie doszło do głosu samo tylko impulsywne odreagowanie gniewu czy działanie odwetowe za przeżytą przykrość.
Zasady wychowawcze Gordona wyrosły z psychologii komunikacji i'są w gruncie rzeczy proste, choć trudne do wyuczenia, wymagają bowiem pewnej dyscypliny wewnętrznej -chciałoby się powiedzieć - ascezy. Nie są także czymś działającym natychmiast skutecznie, jak przemoc wobec małego dziecka, której skutki zresztą bywają tym groźniejsze, że są dalekosiężne w swym niszczącym działaniu na więź rodzinną.
Na ile Wychowanie bez porażek przystaje do realiów życia rodzinnego w naszym kraju - oceni sam Czytelnik. Nie warto irytować się tym, że przedmiotem konfliktu między rodzicami i dojrzewającymi ich dziećmi bywa korzystanie z samochodu albo uparte pielęgnowanie przez chłopców długowłosych fryzur - od czasu napisania tej książki moda zdążyła się zmienić - ważne wydaje się raczej to, że autor proponuje metodę porozumiewania się z dzieckiem, które sprawia, że staje się ono bardziej samodzielne i bardziej odpowiedzialne, że wzajemny szacunek między rodzicami i dziećmi jest czymś naprawdę przeżywanym, a nie powinnością narzuconą dziecku, zanim mogło ono dostrzec u rodziców wartości, które ten szacunek budzą.
Propozycje wychowawcze Gordona służą także rozwojowi osobowemu rodziców. Uwalniając od żmudnego grania „roli wychowawczej", pozbawiającej spontaniczności i na tyle męczącej, że podświadomie redukuje się kontakt z dzieckiem do najkonieczniejszego minimum, pozwala każdemu z rodziców być sobą w kontakcie z dzieckiem, dopuszcza niekonsekwencje i niekiedy niezgodność rodziców w jakiejś kwestii, co jest bardziej naturalne niż kurczowe trzymanie wymuszonego wspólnego frontu. Trud wyuczenia zostaje nagrodzony uwolnieniem od napięć, a dziecko, bardziej samodzielne w rozwiązywaniu własnych problemów, nie odwołuje się z każdym drobiazgiem do sądu rodziców, pozwala przeżywać wspólne życie domowe w atmosferze wolności i odprężenia. Emocje nie muszą być tłumione; lepiej, gdy zostają nazwane oraz wyrażone w sposób nie naruszający więzi rodzinnej. Tego usiłuje nauczyć Gordon.
Być może niektóre zasady wychowawcze Gordona będą wydawać się dyskusyjne. Wydaje się jednak, że warto podjąć taką dyskusję choćby w monologu wewnętrznym albo podjąć próbę zastosowania metody Gordona we własnej rodzinie. Tak żywotna i serdeczna to sprawa - wychowanie własnych dzieci, uczestniczenie w ich rozwoju w człowieczeństwie, podczas gdy literatura na ten temat niezbyt bogata w propozycje. Dlatego warto niewątpliwie przyjrzeć się proponowanym zasadom Wychowania bez porażek.
TŁUMACZKI
SPIS TREŚCI
Słowo do Czytelnika polskiego 5
I. RODZICÓW SIĘ OBWINIA, CHOĆ NIE BYLI SZKOLENI 7
II. RODZICE SĄ LUDŹMI, A NIE BOGAMI 19
„Diagram akceptacji" dla rodziców 21
Rodzice mogą być i będą niekonsekwentni 26
Rodzice nie muszą tworzyć „zwartego frontu" 26
Fałszywa akceptacja 27
Czy potraficie akceptować dziecko nie akceptując jego zachowania? . 31
Rodzice, którzy są prawdziwymi ludźmi 32
III. JAK SŁUCHAĆ, BY DZIECI CHCIAŁY ROZMAWIAĆ?
JĘZYK AKCEPTACJI 34
Siła języka akceptacji 35
Akceptację należy okazywać 38
Przekazywanie akceptacji bez słów 40
Nie wtrącanie się jako znak akceptacji 40
Bierne słuchanie jako znak akceptacji 41
Akceptacja przekazana słowami 44
„Typowa dwunastka" 49
Proste automaty do otwierania drzwi 51
Czynne słuchanie 53
Dlaczego rodzice powinni uczyć się czynnego słuchania? 59
Postawy konieczne przy stosowaniu czynnego słuchania 62
Ryzyko czynnego słuchania 63
IV. WPROWADZENIE W ŻYCIE PRAKTYKI CZYNNEGO
SŁUCHANIA 64
Kiedy dziecko „ma" problem? 65
Co robią rodzice, żeby funkcjonowało czynne słuchanie? 71
Kiedy rodzice decydują się zastosować czynne słuchanie? 79
Błędy rozpowszechnione przy stosowaniu czynnego słuchania 84
Manipulowanie dziećmi przez „kierowanie" 84
Otwieranie drzwi, by je za chwilę zamknąć 87
„Bezmyślnie powtarzający rodzice" 88
Słuchanie bez wczuwania się 89
Czynne słuchanie w niewłaściwym czasie 92
V. JAK SŁUCHAĆ DZIECI, KTÓRE SĄ ZBYT MAŁE, ŻEBY
DUŻO MÓWIĆ? 95
Jakie są niemowlęta? 95
Nastawić się na potrzeby i problemy niemowląt -. 96
Stosowanie czynnego słuchania, aby pomóc niemowlęciu 98
Dajcie swojemu dziecku sposobność, aby mogło samo zaspokajać
swoje potrzeby 100
VI. JAK NALEŻY MÓWIĆ, ABY DZIECI SŁUCHAŁY? 102
Kiedy ojciec lub matka stają wobec problemu? 104
Dokonywanie konfrontacji z dziećmi w sposób nieskuteczny 106
Przekazywanie „wypowiedzi z rozwiązaniem" 107
10 12 12 15 18 18
Nadawanie „wypowiedzi poniżającej"
Kontrolowanie dzieci w sposób efektywny
„Wypowiedzi «ty»" i „wypowiedzi «ja»"
Dlaczego „wypowiedzi «ja»" są skuteczniejsze?
VII. WPROWADZENIE W ŻYCIE WYPOWIEDZI «JA»"
Zamaskowana „wypowiedź «ty»"
Nie podkreślajcie tego, co ujemne 119
Wysłać chłopca, aby wykonał pracę mężczyzny 121
Wybuchający Wezuwiusz 122
Co mogą sprawić skuteczne „wypowiedzi «ja»"? 125
Przekazywać bardzo małym dzieciom bezsłowne „wypowiedzi «ja»" 128
Trzy problemy z „wypowiedziami «ja»" 130
VIII.ZMIANA NIEAKCEPTOWANEGO ZACHOWANIA
POPRZEZ ZMIANĘ OTOCZENIA 133
Wzbogacić otoczenie 133
Ograniczyć bodźce otoczenia 134
Uprościć otoczenie 135
Ograniczyć przestrzeń życiową dziecka 135
Uczynić otoczenie bardziej bezpiecznym dla dzieci 136
Zastąpić jedno zajęcie innym 136
Przygotować dziecko do zmian otoczenia 137
Robić plany ze starszymi dziećmi 137
IX.KONFLIKTY MIĘDZY RODZICAMI I DZIECKIEM, KTÓ
RYCH NIE MOŻNA UNIKNĄĆ. KTO POWINIEN ZWYCIĘŻYĆ?. 141
Walka o władzę między rodzicami i dzieckiem 143
Dwa sposoby rozpatrywania sprawy: zwycięstwo lub porażka.... 145
Dlaczego pierwsza metoda jest nieskuteczna? 147
Dlaczego druga metoda jest nieskuteczna? 151
Dodatkowe problemy z pierwszą i drugą metodą 153
X CZY WŁADZA RODZICIELSKA JEST KONIECZNA I UZASADNIONA? 156
Czym jest autorytet? 156
Niebezpieczne granice rodzicielskiej władzy 161
Władza rodzicielska kończy się nieuchronnie 161
„Okropne nastolatki" 162
Wychowanie przez władzę wymaga surowych warunków 163
Skutki oddziaływania na dziecko władzy rodzicielskiej 166
Opór, przekora, bunt, negacja 167
Złość, gniew, wrogość 168
Agresja, środki odwetowe, kontratak 169
Kłamstwo, ukrywanie uczuć 169
Obwinianie innych, plotkowanie, oszukiwanie 170
Dominowanie, komenderowanie, tyranizowanie 171
Konieczność zwyciężania, niechętne uleganie 171
Zawieranie sojuszów, organizowanie się przeciw rodzicom 172
Uległość, posłuszeństwo, poddanie się 173
Przymilanie się, ubieganie się o względy. 174
Przystosowanie się, brak twórczej siły, obawa przed spróbowaniem czegoś nowego, potrzeba zabezpieczenia dawnych sukcesów 175
Wycofywanie się, ucieczka, marzenia 175
Kilka bardziej dociekliwych pytań odnośnie autorytetu rodzicielskiego.. 176
Czy dzieci nie chcą autorytetu i ograniczeń? 176
Czy autorytetowi nie można nic zarzucić, jeśli rodzice są konsekwentni? 178
Czy więc rodzice nie mają obowiązku oddziaływania na dzieci?.. 180
Dlaczego władza utrzymała się w wychowaniu dzieci? 183
XI.ROZWIĄZYWANIE KONFLIKTÓW METODĄ BEZ PORAŻEK 184
Dlaczego trzecia metoda jest tak skuteczna? 190
Dziecku zależy na wypełnieniu zobowiązań, jakie wzięło na siebie .. 190
Jest większa szansa znalezienia możliwie najlepszego rozwiązania ... 192
Trzecia metoda rozwija sprawność myślenia u dzieci 192
Mniej wrogości - więcej miłości 193
Trzecia metoda nie potrzebuje tylu wzmocnień, przekonywania . 194
Likwiduje konieczność stosowania Siły 195
Dociera do istoty problemu 196
Traktować dzieci jak dorosłych 201
Trzecia metoda jako terapia dla dziecka 203
XII.RODZICIELSKIE TROSKI I OBAWY W ZWIĄZKU Z METODĄ BEZ PORAŻEK 205
Czyż nie jest to stara znana konferencja rodzinna pod nową nazwą? . 205
Trzecia metoda widziana jako rodzicielska słabość 207
„Grupy nie mogą podejmować decyzji" 211
„Trzecia metoda zabiera zbyt wiele czasu" 213
„Czyż prawo rodziców do stosowania pierwszej metody nie wynika
z tego, że są mądrzejsi?" 215
Czy trzecia metoda może być stosowana wobec małych dzieci? 217
Czy zdarza się sytuacja, kiedy musisz postępować według pierw
szej metody. 219
„Czy nie utracę szacunku moich dzieci?" 221
XIII PRAKTYCZNE ZASTOSOWANIE METODY BEZ PORAŻEK 224
Jak zacząć"! 224
Sześć kroków metody bez porażek 225
Krok l: rozpoznać i nazwać konflikt 225
Krok 2: rozwinąć możliwości rozwiązań 226
Krok 3: krytycznie ocenić propozycje rozwiązań 227
Krok 4: zdecydować się na najlepsze rozwiązanie 228
Krok 5: wykonać powziętą decyzję 228
Krok 6: późniejsza ocena krytyczna
Konieczność aktywnego słuchania i stosowania „wypowiedzi «ja»".. 230
Pierwsza próba zastosowania metody bez przemocy 231
Trudności, z którymi powinni liczyć się rodzice 233
Początkowa podejrzliwość i sprzeciw 233
„A jeśli nie uda nam się znaleźć zadowalającego rozwiązania?" .. 234
Powrót do pierwszej metody, jeśli trzecia metoda nie doprowadziła do celu 235
Czy w decyzję można włączyć karę? 235
Jeśli uzgodnienia zostają złamane 236
Gdy dzieci przyzwyczaiły się zwyciężać 238
Metoda bez przemocy w konfliktach między dziećmi 240
Gdy oboje rodzice wplątani są w konflikt z dzieckiem 244
Każdy sam dla siebie 244
Jedno z rodziców stosuje trzecią metodę, a drugie nie ...: 245
„Czy możemy stosować wszystkie trzy metody?" 248
Czy metoda bez porażek może się kiedyś nie udać? '.... 249
XIV. JAK, BĘDĄC RODZICEM, UNIKNĄĆ PRZEGRANIA Z
DZIECKIEM? 251
Zagadnienie wyobrażeń o wartości 252
Zagadnienie praw obywatelskich 257
„Czy nie mogę przekazać moich przekonań o wartości?" 258
Rodzice jako przykład 259
Rodzice jako doradcy 261
„Pogodzić się z tym, czego nie mogę zmienić" 263
Metoda dwu szpalt jako wprowadzenie do rozwiązywania proble
mów bez porażek 265
XV W JAKI SPOSÓB RODZICE MOGĄ UNIKNĄĆ KONFLIKTÓW ZMIENIAJĄC SIĘ SAMI?
Czy można stać się bardziej akceptującym samego siebie? 269
Czyje są dzieci? 271
Czy naprawdę lubisz dzieci, czy tylko pewien typ dziecka? 272
Czy twoja hierarchia wartości i twoje przekonania są jedynie słuszne? . 273
Czy najbliższym dla ciebie jest twój partner małżeński? 274
Czy rodzice potrafią zmienić swoje nastawienie? 276
XVI. INNI RODZICE WASZYCH DZIECI 279
Wyznanie wiary dotyczące mojego stosunku do młodzieży 285
DODATEK - ĆWICZENIA 287
Dosłuchiwanie się uczuć 287
Rozpoznawanie wypowiedzi nieskutecznych 291
Ćwiczenie wypowiedzi bezpośrednich 294
Posługiwanie się autorytetem rodzicielskim 296
Wykaz skutków, jakie wynikają z typowego sposobu reagowania rodziców na zachowania ich dzieci 301

THOMAS GORDON
WYCHOWANIE BEZ PORAŻEK
ROZWIĄZYWANIE KONFLIKTÓW MIĘDZY RODZICAMI A DZIEĆMI
TŁUMACZENIE I WSTĘP ALICJA MAKOWSKA, ELŻBIETA SUJAK
INSTYTUT WYDAWNICZY PAX, WARSZAWA 1998
Tytuł oryginału
P.E.T., Parent Effectiveness Training. The Tested New Way To Raise Responsible Children
© Copyright for the Polish translation by Alicja Makowska, Elżbieta Sujak, Warszawa 1991
Redaktor techniczny Ewa Dębnicka
Korekta Zespól
Jeśli ktoś w Polsce chciałby zostać przedstawicielem wprowadzającym międzynarodowe programy szkoleniowe w wychowaniu bez porażek, może otrzymać informacje pod adresem:
Gordon Training International 531 Stevens Avenue West Solana Beach, CA 920075
E-mail: Gordon Trng a aol.com.us Fax: (619) 481-8125 Phone: (619) 481-8121
ISBN 83-211-1130-0

czwartek, 11 listopada 2010

Rozwój i kryzysy, Zeszyty Formacji Duchowej, 27, Siedem chorób duszy u Koheleta; Kryzys połowy życia. Szansa na rozwój

 
Posted by Picasa

Siedem chorób duszy u Koheleta, ks. Gianfranco Ravasi

Konstantin Noica, samotny myśliciel i „uczony", żyjący w Rumunii także wówczas, gdy znajdowała się ona za żelazną kurtyną, zatytułował swoją ciekawą książkę „Sześć chorób współczesnego człowieka". Przed nim o Ośmiu grzechach głównych naszej cywilizacji pisał człowiek o zupełnie innej wrażliwości, etolog Konrad Lorens, a jego książka miała ponad dwadzieścia wydań w języku włoskim. Pozostając w biblijnej symbolice liczb, chcemy mówić o Kohelecie, najbardziej pesymistycznym mędrcu w Biblii, porządkując jego przesłanie według siedmiu chorób, które atakują ciało i duszę człowieka.

Język i praca

Pierwsza choroba dotyczy języka: „Każde mówienie jest wysiłkiem: nie zdoła człowiek wyrazić [wszystkiego] słowami" (Koh 1,8). Myśl jest nadzwyczaj nowoczesna, jeśli weźmiemy pod uwagę obecny kryzys języka, pełnego „chorych" i „ciemnych" słów, pozbawionych sensu i nadużywanych, stanowiących pajęczynę plotek i oklepanych frazesów. W języku hebrajskim jednak, skuteczność terminu debańm - „słowo" oznacza także „fakty": rzeczy ulegają zmęczeniu, rozpływają się, „wszystko w życiu staje się zużyte i stare: słowa i sytuacje. Wszystkie słowa zostały już powiedziane" (Joseph Roth, „Mercante di coralli"). Słowo drukowane podlega podobnemu ryzyku: „Pisaniu wielu ksiąg nie ma końca" (Koh 12,12). Elias Canetti w „Auto da fe" wprowadza Koheleta do snu Kiena, głównego bohatera: „Jakiś głos ogłasza - ten głos wie wszystko i jest głosem Boga - Tutaj nie ma ksiąg. Wszystko jest marnością". Nawet język „wzrokowy" i „muzyczny" ulega stępieniu: „Nie nasyci się oko patrzeniem ani ucho napełni słuchaniem. To, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie, więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem" (Koh 1,8-9).

Druga choroba, dotycząca pracy lub - jak lubi mówić Kohe-let - umiłowania „trudu", dla którego praca jest labor, to znaczy „trudem" (Rdz 3,17), alienacją, udręczeniem (travail po francusku!). Dalecy jesteśmy od entuzjazmu ukazanego w przysłowiowej mądrości opisującej wspaniałe umiejętności homo faber. Początkowe pytanie księgi jest lapidarne: „Cóż przyjdzie człowiekowi z całego trudu, jaki zadaje sobie pod słońcem?" (Koh 1,3). Jakbyśmy słyszeli „Triumf śmierci" Petrarki: „O ślepcy, czy wiele trudu przynosi pożytek?". I znowu Kohelet: „Znienawidziłem też wszelki swój dorobek, który zdobyłem z trudem pod słońcem" (2,18). Są to słowa włożone w usta Salomona! Kilka wierszy niżej mówi: „Zacząłem więc ulegać zwątpieniu z powodu wszystkich trudów, jakie podjąłem pod słońcem" (Koh 2,20), trudów, które zostaną roztrwonione przez spadkobierców. Jeszcze mocniejsze jest pytanie z rozdziału 5,15: „I jaki pożytek dla niego, że trudził się na próżno?". Takiego wyznania dokonał Kohelet, przebierając się w szaty Salomona, który jest twórcą „wielkich dzieł: wzniósł pałace, posadził winnice, założył ogrody i parki i nasadził w nich wszelkich drzew owocowych, wykopał zbiorniki na wodę, aby nawodnić nimi te bogate gaje, nabył niewolników i niewolnice i miał służących urodzonych w domu, posiadał wielkie stada wołów i owiec liczniejsze od stad wszystkich jego poprzedników w Jerozolimie, zgromadził także srebro i złoto, skarby królów i krain" (Koh 2,4-8).

W wirach wiatru

Trzecia choroba to kryzys mądrości. Kohelet jest mędrcem, pisarzem, intelektualistą, o czym mówi także epilog (Koh 12,9-10). Pogardza głupotą, osiemdziesiąt pięć razy wypowiada swoje refleksje w pierwszej osobie, świadomy oryginalności własnych myśli. Jednak końcowy wynik poznania jest gorzki: „I skierowałem umysł swój ku temu, by zastanawiać się i badać, ile mądrości jest we wszystkim, co dzieje się pod niebem. To przykre zajęcie dał Bóg synom ludzkim, by się nim trudzili. Widziałem wszystkie sprawy, jakie się dzieją pod słońcem. A oto: wszystko to marność i pogoń za wiatrem. [...] Tak powiedziałem sobie w sercu: Oto nagromadziłem i przysporzyłem mądrości więcej niż wszyscy, co władali przede mną nad Jeruzalem, a serce me doświadczyło wiele mądrości i wiedzy. I postanowiłem poznać mądrość i wiedzę, szaleństwo i głupotę. Poznałem, że również i to jest pogonią za wiatrem, bo w wielkiej mądrości - wiele utrapienia, a kto pomnaża wiedzę - pomnaża cierpienie" (Koh 1,13-14.16-18). Homo sapiens zmuszony jest z powodu przekleństwa wiedzy wrodzonej naturze ludzkiej do odkrycia, że przedmiot poznania jest pustką, jest powtarzaniem, jest kruchością: „Jeśli jest coś, o czym by się rzekło: «Patrz, to coś nowego» - to przecież istniało to już w czasach, które były przed nami" (Koh 1,10). „Także filozof, który wierzy, że kieruje światem - pisze komentator, Daniel Lys - czyż nie kieruje tylko wiatrem. Paradoks mądrości mówi o tym, że najwyższa mądrość polega na świadomości, że mądrość jest wiatrem, gdy pretenduje do tego, by być najwyższą".

Nie ma więc żadnej różnicy między mądrością i głupotą? Kohelet odpowiada: różnica istnieje i jest straszna: mędrzec jest udręczony, niedouczony i radosny w swoim prostactwie. Jedynie człowiek mądry widzi pustkę, która zżera byt ludzki i śmierć, która przenika każde dzieło, jakie dokonuje się pod słońcem. Kohelet używa słowa ka 'as, by wyrazić cierpienie mędrca. Termin ten sugeruje strapienie, wewnętrzny ciężar i fizyczne uciemiężenie, także oburzenie na doświadczaną przemoc. Średniowieczny mistrz rabiniczny Saadia Gaon pisał: „Nauka odsłaniała Koheletowi wady, które gnieździły się w rzeczach". I zostały one odkryte jedynie dzięki absurdalnej, trudnej do pokonania wadzie, polegającej na chęci zrozumienia. Stajemy wobec jednej ze wspólnych cech mądrości intelektualnej wszystkich kultur, jak ironicznie stwierdza Chińczyk Su-shih (1036-1101): „Każda rodzina, gdy rodzi się dziecko, chce, aby było ono mądre. Ja, z powodu mądrości dużo cierpiałem i zniszczyłem całe moje życie. Wierzę, że moje dziecko będzie głupie i niedouczone: przeżyje wówczas życie spokojnie, stając się sługą".

Czwarta choroba niszczy całe stworzenie, to znaczy kosmos i historię, w którą klasyczny mędrzec rzuca się z wielką pasją, przekonany o możliwości jej zgłębienia, studiowania, tworzenia. Zacznijmy od natury, aby zobaczyć, jak widział ją Kohelet. Są to strofy o niezwykłym pięknie, „perła księgi", jak je określa uczony Thomas K. Cheyne. Przeczytajmy je: „...Ziemia trwa po wszystkie czasy. Słońce wschodzi i zachodzi, i na miejsce swoje spieszy z powrotem i znowu tam wschodzi. Ku południowi ciągnąc i ku północy zawracając, kolistą drogą wieje wiatr i znowu wraca na drogę swojego krążenia. Wszystkie rzeki płyną do morza, a morze wcale nie wzbiera; do miejsca, do którego rzeki płyną, zdążają one bezustannie" (Koh 1,4-7). Kosmiczny horyzont ukazany jest w postaci czterech elementów: ziemi, słońca, wiatru i morza. Możemy w nich dostrzec misterne nawiązanie do czterech żywiołów mistrzów jońskich: ziemi, ognia, powietrza i wody; także do czterech stron świata, których używali Egipcjanie. Prawo, które reguluje wszystko, jest zamkniętym, mechanicznym, powtarzającym się obiegiem. Słońce nie jest już wspaniałą gwiazdą, uznawaną za oblubieńca, za olbrzyma z Psalmu 19, lecz jest robotnikiem, który „tęskni" za wieczornym odpoczynkiem: użyte tu hebrajskie słowo odnosi się do niewolnika, który z utęsknieniem oczekuje wieczoru, aby odetchnąć po ciężkim trudzie (Hi 7,2). Bardzo znaczący jest przede wszystkim wiatr ze swoim nieustannym krążeniem, skrętami w różnych kierunkach, śrubami, którymi rysuje niebo, tworząc młynki, podmuchy, trąby powietrzne, wiry cyklonów. Czterokrotnie rozbrzmiewa słowo „wiać", obejmujące cztery wiatry, które umiejscawiają ziemię w jednym wirze. Nie jest to już podniosły wiatr pojawiający się w chwili stworzenia, „duch Boży unoszący się nad wodami" (Rdz 1,2), ani wiatr-duch, który powiewa w zielonym listowiu pnia Jessego (Iz 11,1-2), ani szmer łagodnego powiewu w synajskiej teofanii Eliasza (l Krl 19,12-13); teraz wiatr jest tylko gmatwaniną, wijącą się bez końca między niebem i ziemią, bez logiki, opuszczony w swoich arabeskach, niezdolny rozmawiać o Bogu bądź o kosmicznym planie. To tylko symbol wiecznego wzburzenia. Potem jest woda (na początku pojawił się stały ląd) przedstawiona w relacji rzeka-morze. Podlega stałemu, cyklicznemu ruchowi: biegnie do olbrzymiego zbiornika, jakim jest morze; wody podejmują swój bieg wyparowując lub -jak podaje kosmogonia orientalna - pojawiają się pod ziemią w postaci źródeł, przechodząc wcześniej przez podziemne przepaści. Cztery wielkie systemy: ziemski, słoneczny, meteorologiczny i hydrologiczny, nie są już czytelnymi znakami, nie mówią o Bogu ani Jego stworzeniu, że jest ono owocem harmonijnego planu zbawienia. Noszą natomiast w sobie choroby przynależne człowiekowi: brak ukierunkowania, powtarzanie, nietrwałość, zmęczenie, nudę, bezmyślne wzburzenie. Stworzenie nie jest już miniaturą na pergaminie, lecz palimpsestem, na którym nieprzerwanie pisze się i ściera powtarzające się esy-floresy.

Następnie jest natura, historia. Klasyczne odnosi sieją do najbardziej znanych fragmentów Koheleta, które zaraz przeczytamy. Jest ona potężna w swoim stylistycznym ubóstwie, powierzona suchej i seryjnej brutalności, sztywno powtarzającemu się paralelizmowi, prawdziwe pasmo nieskończonych „czasów i pór" (Koh 3,1-9). Na wytyczonej wcześniej osi kręci się stałe koło wydarzeń. Ich nieunikniony rozwój jest monotonny jak powtarzający się dźwięk, jak nieubłagany przepływ strumienia, skrzypiący jak odgłosy w czasie niszczenia. Właśnie tej nieprzerwanie płynącej rzeki dotyczy podstawowe pytanie: jaki sens ma to wszystko? Nie można zmienić kursu czasu i historii, przestawiając go na jakiś sens, ku jakimś innym ujściom, które nie byłyby początkiem powtarzającego się obiegu.

Następstwo dwudziestu ośmiu czasów

Czternaście par „biegunów", to znaczy krańców, przeznaczonych jest do pokazania - każdy według swojego rodzaju, małej całości: chodzi o ważną dla Orientu mistykę cyfr, w której zawartych jest dwadzieścia osiem elementów, podzielonych na dwie symboliczne grupy, 7 jako pełnia stworzenia i 4 jako strony świata. Lub -jeśli chcemy - 7 jako całość i bieguny dwóch powtórzeń (7x2 = 14 x 2 = 28). Posłuchajmy więc o tej słynnej serii czasów: „Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem: Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono, czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i czas budowania, czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsów, czas rzucania kamieni i czas ich burzenia, czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich, czas szukania i czas tracenia, czas zachowania i czas wyrzucania, czas rozdzierania i czas zszywania, czas milczenia i czas mówienia, czas miłowania i czas nienawiści, czas wojny i czas pokoju" (Koh 3,1-8). Historia jest więc chora; nie ma żadnego końcowego toru, bezustannie pochyla się nad sobą powtarzającymi się ruchami. Nie ma już eschatologiczno-mesjańskiej perspektywy. Interesujące, że ostatni „czas" to shalóm, mesjański pokój, jednak zredukowany do jednej z wielu pór, które powtarzają się na ziemi, uwięziony w stałych cyklach i wzajemnym przeplataniu się, obowiązkowym dla stworzenia i czasu.

Przechodzimy do następnej, piątej choroby, występującej w społeczności. „A dalej widziałem wszystkie uciski, jakie pod słońcem się zdarzają. I oto łzy uciśnionych, a nie ma kto ich pocieszyć; ręka ciemięzców twarda, a nie ma pocieszyciela" (Koh 4,1). Wspólnota ludzka i życie narodów są naznaczone chorobą z powodu przemocy i niesprawiedliwości. Świat jest jak dżungla, w której człowiek oszalał, oczekując na śmierć. Także prorocy zauważyli tę sytuację, jednak zareagowali gwałtownie, denuncjując zło i usiłując obalić tę hańbiącą logikę. Również powściągliwa w słowach Księga Przysłów zawierała wezwania przeciw niesprawiedliwości: „Kto uciska ubogiego, Izy jego Stwórcę" (Prz 14,31). Kohelet zadowala się natomiast gorzką oceną społecznego nieporządku, nie okazuje oburzenia ani nie nawołuje do walki. Przeciwnie, jego konkluzja jest całkiem pesymistyczna: „Więc za szczęśliwszych uznałem martwych, którzy dawno już zmarli, od żyjących, których życie jeszcze trwa; za szczęśliwszego zaś od jednych i drugich uznałem tego, co jeszcze wcale nie istnieje ani nie widział praw niegodziwych, jakie się dzieją pod słońcem" (Koh 4,2-3). Smutna i straszna szczęśliwość!

Inne, równie gorzkie uwagi czytamy w tej księdze pod adresem społeczności, która ma konserwatywne tendencje polityczne, lecz nie jest wcale mniej wybuchowa (pomyślmy o anarchicznym konserwatyzmie pewnych pisarzy, jak: Celinę, Cioran, lonesco...). Interesująca jest na przykład krytyka rewolucji namalowana w tak syntetyczny i aluzyjny sposób, iż wydaje się zaciemniona, chociaż w swej istocie jest bardzo wyraźna. To przypowieść, która korzysta być może z zapisków dotyczących zamachu stanu, którego opis przekazuje w taki sposób, że staje się on apologią ucisku władzy. „Lepszy młodzieniec ubogi, lecz mądry, od króla starego, ale głupiego, który już nie umie korzystać z rad. Wyszedł z więzienia, aby królować, a zdobył godność królewską, choć urodził się biedny. Widziałem, jak wszyscy żyjący, co chodzą pod słońcem, stanęli przed młodzieńcem, drugim [po królu], który miał zająć jego miejsce. Nieprzeliczony był cały lud, na którego czele on stanął. Ale potomni też nie będą z niego zadowoleni. Bo także i to jest marność i pogoń za wiatrem" (Koh 4,13-16). Trudno jest odczytać ten epizod z młodym buntownikiem, uwięzionym przez sklerotycznego władcę, uwolnionym przez tłum i okrzykniętym królem, który później stał się ciemięzcą (Józef w Egipcie lub Dawid bądź Jeroboam, buntownik przeciw Salomonowi i założyciel oddzielnego królestwa Izraela, bądź wydarzenia współczesne autorowi?). Bardzo jasne jest natomiast potępienie władzy, którą Kohelet nazwał bliskim mu słowem, hebel/habel, „pustka".

Szósta choroba jest jeszcze bardziej radykalna; to ta, która deprawuje ludzką egzystencję. Mieliśmy już okazję mówić o tym, że według Koheleta człowiek ma w sobie ukryte cechy „zwierzęce", nie tylko z powodu swojego zachowania, lecz także swojej struktury: kiedy Bóg cofnął swoje tchnienie, to znaczy akt stwórczy i początek życia, człowiek upadł w proch jak zwierzę i Kohelet nie widzi miejsca na inne, jaśniejące życie (Koh 3,18-21 i 12,7). Są to jego najbardziej poetyckie strofy, w których maluje wizję ludzkiej egzystencji, ujętą w formie zachodu słońca bądź starości. To ostatnia pieśń w tej księdze (Koh 11,7-12,8) o lirycznym i melancholijnym nastroju, zbudowana w formie dyptyku, aby zachwytowi nad młodością i „czarnymi włosami" przeciwstawić zanurzenie się człowieka w przepaść „dni strasznych i ciemnych", w starczy rozkład i śmierć. To rodzaj „pożegnania z życiem", pokazanego w całej kruchości i słabości właśnie w starości. Zostawmy obraz krótkiej młodości, która jest tylko „podmuchem" (Koh 11,7-10), i zatrzymajmy się przy innym obrazie, pokazującym starość i śmierć, naznaczoną symbolami mroku i rozkładu.

Zima w zrujnowanym zamku

Rozpoczyna się on zimową sceną połączoną z mądrościowym wezwaniem, aby pamiętać o swoim Stwórcy w dniach młodości: po hebrajsku „Stwórca" brzmi podobnie do „twój grób"! Kolorem dominującym jest czerń ciemności, niebo bez światła: „Pomnij jednak na Stwórcę swego w dniach swej młodości, zanim jeszcze nadejdą dni niedoli i przyjdą lata, o których powiesz: «Nie mam w nich upodobania»; zanim zaćmi się słońce i światło, i księżyc, i gwiazdy, i chmury powrócą po deszczu" (Koh 12,1-2). Całun ciemności spowija całą przestrzeń i czas: to obraz zimy bez słońca, która nigdy nie ma końca; Są takie dni w życiu, których nie chcemy wspominać, ponieważ budzą wstręt. Zima jest porą życia człowieka, która określa jego statut egzystencjalny.

Teraz, jak w książce Wirginii Woolf „Do latarni morskiej", Ko-helet prowadzi nas do zrujnowanego zamku. W bramie spotykamy się ze stróżami domu. Są to trzęsący się staruszkowie, niezdolni, by nas zatrzymać. Po przejściu stróżówki pojawiają się przed nami „silni mężczyźni", to znaczy prywatna ochrona, która jednak wzbudza prawie współczucie, ponieważ są to ludzie starzy i zgarbieni. Znajdujemy się na pałacowym dziedzińcu. Ostatnie kobiety, które mają mleć zboże na chleb, są tak stare i słabe, że nie są w stanie obracać wielkiego kamienia na cokole. Wzrok kieruje się na maty w oknach, będące do dzisiaj w użyciu w arabskich pałacach, aby chronić od upału i światła słonecznego: nie potrafimy przez nie dostrzec błysków kobiecych oczu. Jeszcze bardziej nieznośna jest cisza, która ogarnia nas w ponadczasowym bezruchu. Wydaje się, jakby i ptaki uciekły. Zresztą ich świergot nie byłby nawet słyszalny dla starych mieszkańców pałacu. Także piosenki (po hebrajsku „córki śpiewu"!) z ich melodiami i rytmami zmieniły się do tego stopnia, że przestano je słyszeć, ponieważ staruszkowie nie lubili śpiewać ani słuchać piosenek, będących oznaką radości i beztroskiej młodości. Przeczytajmy strofy Koheleta: „.. .w czasie, gdy trząść się będą stróże domu i uganiać się będą silni mężowie, i będą ustawały kobiety mielące, bo ich ubędzie i zaćmią się patrzące w oknach; i zamkną się drzwi na ulicę, podczas gdy łoskot młyna przycichnie i podniesie się do głosu ptaka i wszystkie śpiewy przymilkną" (Koh 12,3-4).

W tym momencie scena zmienia się. Jesteśmy prowadzeni na wieś, ścieżkami pośród roślin, na otaczające zamek pagórki. Starzec boi się pagórków, ponieważ łatwo dostaje zawrotów głowy. Nie lubi także dróg prowadzących na wzgórza, ponieważ brakuje mu tchu. Oto drzewo migdałowe, pierwsze, które kwitnie na wiosnę. Biel jego korony kwiatów przywołuje na myśl siwiznę starca, który je podziwia. Wzrok pada na łąkę: oto skacząca szarańcza, przypominająca o utraconej zręczności starca, teraz ciężkiego i powolnego. Dalej krzew kapara, sławiony przez Plutarcha jako przyprawa pobudzająca i ułatwiająca trawienie. Być może kapar cytowany jest w tym fragmencie przez Koheleta, z powodu swoich właściwości pobudzających popęd płciowy, nieprzydatny już dla starca, którego apetytu gastronomicznego ani seksualnego nie może już pobudzić żaden środek podniecający. Scena rozpływa się coraz bardziej w alegorii starości. Słowa Koheleta kończą się na placu zamkowym, z którego wyszliśmy. Tam zbierają się zawodowe płaczki na pogrzeb staruszka złożonego do grobu, czyli „domu bez czasu". „Odczuwać się będzie nawet lęk przed wyżyną i strach na drodze; i drzewo migdałowe zakwitnie, i ociężała stanie się szarańcza, i pękać będą kapary, bo człowiek zdążać będzie do swego wiecznego domu i kręcić się już będą po ulicy płaczki" (Kohl2,5).

Temat śmierci dominuje w ostatniej strofie, osłoniętej pogrzebowym kirem. Obrazy są przykre i pokazują gwałtowne zniszczenie, w którym wszystko jest roztrzaskane, rozbite, połamane i popękane. Są tu użyte cztery symbole. Zaczyna się od uciętego srebrnego sznura, (Dlaczego?). Na jego końcu jest zawieszona złota kula, być może lampa lub naczynie bankietowe (grecki „krater"). Ta lampa-kielich roztrzaskuje się, spadając na ziemię, ponieważ święto już się skończyło. Pojawia się dzban do czerpania wody, który postawiony na brzegu tryskającej fontanny upada, uderzony nogą, rozbijając się na kawałki. Końcowym obrazem jest studnia - na starożytnym Bliskim Wschodzie przedmiot symbolizujący śmierć. Zamontowany przy studni kołowrót, wprowadzony w Palestynie właśnie w III wieku przed Chr., jest elementem pozwalającym na ustalenie daty powstania Księgi Koheleta. Także on zostaje złamany, czerpanie wody jest zakazane, więzy z życiem zostały zerwane. Śmierć stoi już przed starcem, który ucieleśnia status całej ludzkości przeznaczonej na śmierć. Powróci on do tego prochu, z którego został stworzony, a Bóg odbierze mu tchnienie życia (por. Rdz 2,7). A oto słowa Koheleta: „...zanim się przerwie srebrny sznur i stłucze się czara złota, i dzban się rozbije u źródła, i w studnię kołowrót złamany wpadnie; i wróci się proch do ziemi, tak jak nią był, a duch powróci do Boga, który go dał" (Koh 12,6-7).

Ogólna uwaga odnosząca się do tej pieśni Koheleta jest taka: zamek stanowi jasną aluzję do fizjologii starca. Ciało, jak wiemy, jest dla semity wyrazem całej egzystencji. „Stróże domu" - to ramiona, „silni mężowie" - to nogi, „mielące" - to zęby, „patrzące w oknach" - to oczy, uciszenie hałasów odnosi się do głuchoty itd. Jednak jest to tylko aluzja traktowana z przymrużeniem oka.

Nad tym wszystkim dominuje motto Koheleta, prawdziwy herb i końcowa pieczęć: „Marność nad marnościami - powiada Kohe-let - wszystko jest marnością" (havel havalim .. .hakkol havel Koh 1,2; 12,8). W świecie pozorów, pytań i powtórzeń jedynym pewnikiem jest śmierć, która przedstawia ludzką egzystencję w krzywym zwierciadle. Zrozumiała jest więc wywołująca dreszcze deklaracja Koheleta, złożona w 6,3-5: „Gdyby ktoś zrodził nawet stu synów i żył wiele lat, i dni jego lat się pomnożyły, lecz dusza jego nie nasyciła się dobrem i nawet pogrzebu by nie miał - powiadam: Szczęśliwszy od niego nieżywy płód, bo przyszedł jako nicość i odchodzi w mroku, a imię jego mrokiem zakryte; i nawet słońca nie widział, i nic nie wie; on większy ma spokój niż tamten".

„Bóg jest w niebie, a ty na ziemi"

A oto ostatnia i najcięższa choroba człowieka Biblii, to znaczy choroba teologii. Bóg Koheleta jest naprawdę Deus absconditus: „Niezmierzoność Boga nie jest dla Koheleta niczym radosnym; wspaniała sama w sobie, pozostaje tylko nieprzenikalnością" (Horst Seebass). Słuszne powody, jakie może mieć Bóg - chłodno i obojętnie nazywany 32 razy na 40 ha-'elohim, to znaczy „Bóg" - nie mają dla nas znaczenia, ponieważ pozostają nieznane. Jego dzieło zawiera w sobie niezrozumiałość, która gasi wszelkie pytania i daremnym czyni sprzeciw, a także próby rozszyfrowania go. Bardzo znacząca jest jedyna ściśle religijna deklaracja (Koh 4,17-5,6) dotycząca kultu i ślubów: „Nie bądź pochopny w słowach, a serce twe niech nie będzie zbyt skore, by wypowiedzieć słowo przed obliczem Boga, bo Bóg jest w niebie, a ty na ziemi. Przeto niech słów twych będzie niewiele" (Koh 5,1). „Postanowiono, czym ma być człowiek: toteż nie może on z Tym się prawować, kto mocniejszy jest od niego" (Koh 6,10) i musi się z tym pogodzić. „Jak nie wiesz, którą drogą duch wstępuje w kości, co są w łonie brzemiennej, tak też nie możesz poznać działania Boga, który sprawia wszystko" (Koh 11,5). W obliczu takiej wizji, każdy dialog z Bogiem zatrzymuje się i ogranicza do „paru słów".

Jak więc możemy nazywać Koheleta „słowem Boga"? Jak można było w hebrajskim kanonie Pisma Świętego, a więc wspólnoty hebrajskiej i chrześcijańskiej, umieścić tekst tak „skandaliczny"? Oczywiście, „ascetyczna" interpretacja, która widziała w tym dziele wezwanie do dystansu wobec świata, pomogła zaliczyć Koheleta do kanonu Pisma Świętego, a przynajmniej posłużyła do tego, by osłabić jego prowokacyjne brzmienie, co zresztą widać już w epilogu, którego autor ogranicza nauczanie Koheleta do klasycznej dogmatyki mądrościowej: „Boga się bój i przykazań Jego przestrzegaj, bo cały w tym człowiek! Bóg bowiem każdy czyn wezwie przed sąd dotyczący wszystkiego, co ukryte: czy dobre było, czy złe" (Koh 12,13-14). Rabini, aby usprawiedliwić Koheleta odwoływali się do jego wezwań do radości życia lub ciekawych argumentów słownych: pierwsze i ostatnie słowo Księgi (kolejno: dibre, „słowo" i m', „przewrotny, zły") znajdują się w Torze, to znaczy w Prawie! W rzeczywistości jest to droga pozwalająca zrozumieć, że ta uboga teologia może stanowić część objawienia biblijnego i być z nim spójna, bez uciekania się do hermeneutycznych korekt, które sprawiają, iż tekst staje się nieszkodliwy i „ortodoksyjny".

Widzieliśmy już, że w Biblii Słowo Boże ucieleśnia się i wyraża poprzez historię i istnienie. Przybiera ono jednak ubogi wygląd; może być pytaniem, błaganiem (Psalmy), a nawet złorzeczeniem (Hiob) czy wątpliwością (u Koheleta). W ten sposób możemy stwierdzić, że w samym kryzysie człowieka i milczeniu Boga może kryć się słowo, obecność, tajemnicze objawienie Boże. Gorzkie pytanie człowieka, na przykład Hioba, może być tajemniczo zapłodnione przez Boga. Dla człowieka typu Koheleta, będącego bez złudzeń i mającego kryzys mądrości, bliskiego już granicy milczenia i negacji, objawienie może się dokonać w ciemnościach. W Biblii i w życiu milczenie Boga nie musi oznaczać przekleństwa, lecz jest, paradoksalnie, okazją do spotkania na nieznanych i zaskakujących drogach. Kohelet jest więc świadectwem Boga ubogiego, który jest nam bliski nie poprzez swoją wszechmoc, lecz poprzez „wcielenie"; i właśnie poprzez ten braterski gest zbawia nas i nam się objawia.

Słowo „natchnione" u Koheleta winno być w końcu interpretowane w świetle ogólnej koncepcji historii typu linearno-mesjańskiego, jaką daje Biblia, a którą Kohelet odrzuca, proponując swoją wizję cykliczną (Koh 3). Linearność nie może być inna jak tylko teologiczna, to znaczy, że działa na podłożu historii, na poziomie transcendentnym. Natomiast rozwój historyczny jest sinusoidalny, zna postoje i kręte przejścia, powolne etapy spełniania i negacje. Kohelet, przekonany, że „To, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie" (Koh 1,9), poprzez swoją wizję potwierdza ten historyczny realizm, wewnątrz którego działa Bóg. Jednak, poprzez swoje radykalne pytania, staje się także wezwaniem do pójścia dalej, do dania ostatecznej, ale nie wymijającej odpowiedzi. To właśnie daje nam objawienie biblijne, pokazując Koheletowi i jego braciom możliwość przekroczenia powtórzeń, także dlatego, że - jak zwraca się do Koheleta Dawid Turoldo w swoim zbiorze poetyckim „Nel segno del Tau": „...nigdy nie pojawia się ta sama fala, ani morze, ani to samo światło nie wznosi się na róży: ani nie przyjdzie świt, żebyś ty nie był już inny!". Rzeczywiście, zaraz po Kohelecie następuje w Biblii Pieśń nad Pieśniami.

ks. Gianfmnco Ravasi



Ks. Gianfranco Ravasi, kapłan diecezji mediolańskiej, wybitny włoski biblista i znawca języka hebrajskiego, były członek Papieskiej Komisji Biblijnej, Prefekt Biblioteki-Pinakoteki Ambrosia-na w Mediolanie. Prowadzi we włoskiej telewizji cotygodniowe programy na temat Słowa Bożego. Autor kilkudziesięciu książek przetłumaczonych w wielu krajach świata.


Kryzys połowy życia. Szansa na rozwój, ks. Zdzisław Kroplewski

Życie człowieka, także psychiczne i duchowe, nie przebiega po linii prostej. Jego charakterystyczną cechą są wzloty i upadki, rozwój i cofanie się. Szczególnie trudne dla człowieka są sytuacje, które nazywamy „kryzysowymi". Kryzys nie jest zjawiskiem, które można opisać w sposób jednoznaczny. Według psychologów, jedno wydaje się pewne: kryzys nie musi prowadzić do pełnej dezorganizacji życia, może być etapem, który człowiek wykorzysta do wzrostu, do własnego rozwoju1. W tym artykule dokonam analizy kryzysu połowy życia człowieka. Jest to kryzys, który powstaje wtedy (najczęściej pomiędzy 35 a 45 rokiem życia), gdy człowiek mając świadomość swojego wieku, podsumowuje swoje osiągnięcia życiowe i z jednej strony widzi swoje wcześniejsze plany, zamierzenia, a z drugiej - swoje porażki i niezrealizowane cele. Porównanie tego, co zrobił z wcześniejszymi ideałami może powodować niekorzystny bilans i negatywne przeżycia.

Patrząc z innej strony, kryzys ten polega na swoistym psychicznym zmęczeniu człowieka związanym z przeżyciem pewnego okresu życia, ocenie tego okresu i spojrzeniem w przyszłość, która wymaga podjęcia następnego wysiłku, na który nie zawsze jeszcze człowieka stać. Perspektywa mijającego w szybkim tempie życia powoduje stres i rozczarowanie.

Aby dobrze zrealizować podjęte zadanie, najpierw przeanalizuję ogólne pojęcie kryzysu, zwłaszcza w perspektywie szansy i zagrożeń dla rozwoju człowieka. Potem podam charakterystykę tego etapu życia, który nazywamy „połową życia". Następnie, w ostatniej części artykułu, pokażę kryzys połowy życia z perspektywy siły napędowej do dalszego rozwoju. W dzisiejszych czasach zmieniło się podejście do rozwoju. Nie mówi się o rozwoju tylko w perspektywie człowieka młodego (dzieci lub młodzieży), lecz uważa się, że rozwój dotyczy człowieka w całym okresie jego życia, a więc od poczęcia aż do śmierci. Stąd „połowa życia" człowieka jest także etapem jego rozwoju.

Kryzys w życiu człowieka - szansa i zagrożenie

Aby dobrze ocenić i przeanalizować kryzys połowy życia, należy zdać sobie sprawę z tego, czym w ogóle on jest, jakie są jego przyczyny i jakie niesie ze sobą szansę i zagrożenia. Potocznie słowo „kryzys" wzbudza najczęściej negatywne skojarzenia. Gdy słyszymy, że ktoś przeżywa kryzys, myślimy, że dzieje się z nim coś złego i że ten stan doprowadzi do negatywnych skutków. Jednakże kryzys nie musi mieć tylko negatywnych wymiarów, może nieść również pozytywne skutki. Może być powodem pozytywnego przełomu w życiu.

Dla zrozumienia, czym jest kryzys w życiu człowieka, przytoczę niektóre określenia, których używa się, definiując sytuacje kryzysowe. O kryzysie mówimy wtedy, gdy jakaś sytuacja, na przykład społeczna lub polityczna, rozwija się w niebezpiecznym kierunku. W medycynie o kryzysie mówi się wtedy, gdy opisuje się kulminacyjny punkt choroby, po którym następuje albo wyzdrowienie, albo pogorszenie stanu pacjenta i w jego następstwie śmierć. Kryzys jest opisywany także jako sytuacja, która wymaga od człowieka jakiegoś radykalnego rozstrzygnięcia. Sytuacja taka powoduje najczęściej przejściowy stan zachwiania równowagi psychicznej, czasami perturbacje w uznawanym systemie wartości, a także zachwianie sensu życia.

Kryzysem są określane także takie przeżycia człowieka, które powstają jako reakcja na trudną sytuację, której człowiek nie potrafi rozwiązać, wykorzystując swoje dotychczasowe umiejętności. Sytuacja taka może, na przykład powstać wtedy, gdy człowiekowi stawia się wymagania, zadania, którym albo nie potrafi sprostać, albo są one na granicy jego możliwości radzenia sobie w sytuacjach trudnych. Z kryzysem jest często utożsamiany stan ciągłego emocjonalnego napięcia (występujący na przykład podczas stresu), który trudno jest człowiekowi znieść. Dlatego też podczas przeżywania kryzysu ludzie mają zmniejszone umiejętności radzenia sobie z trudnościami. Objawy kryzysu można też zauważyć w innych sprawach niż tylko te bezpośrednio związane z kryzysem.

Opis dokładnej struktury kryzysu psychologicznego nie jest prosty. Struktura kryzysu jest bowiem różna, w zależności od sytuacji, która wywołała kryzys, od osobowości człowieka, a także od stanu zagrożenia integracji osobowości. Chociaż opisuję pewne prawidłowości występujące u większości ludzi w trakcie przeżywania kryzysu, to jednak kryzys jest tak bardzo indywidualnym przeżyciem, że każdy człowiek przechodzi przez niego we właściwy dla siebie sposób.

Od strony trwania mówi się o następujących formach kryzysów: kryzysy chroniczne, kryzysy krótkotrwałe, ale ostre, kryzysy powtarzające się.

Kryzysy chroniczne występują u ludzi, którzy mają tzw. osobowość kryzysową, czyli duże emocjonalne trudności w przeżywaniu sytuacji trudnych, a zwłaszcza małą odporność ma frustrację, stres i wewnętrzne konflikty. Stąd też u pewnej grupy ludzi (często o skłonnościach nerwicowych) występuje kryzys o charakterze permanentnym.

Kryzysy krótkotrwałe mogą wystąpić u większości ludzi. Ich powodem są najczęściej zewnętrzne okoliczności (na przykład śmierć osoby najbliższej) i nieco obniżony stan odporności fizyczno-psychicznej człowieka. Zaczynają się one najczęściej w sposób nagły

1 kończą po kilku tygodniach. Często taki krótkotrwały kryzys ma ostry przebieg, w wyniku którego mogą wystąpić bardzo znaczące przewartościowania w życiu człowieka. Czasami może on też spowodować negatywne zmiany w osobowości człowieka.

Pewna grupa ludzi ma też tendencję do występowania powtarzających się kryzysów. Taka sytuacja najczęściej ma miejsce u ludzi o kryzysowym sposobie reagowania na sytuacje trudne. Kryzysy powtarzające się po jakimś czasie najczęściej mijają i człowiek funkcjonuje poprawnie aż do następnego kryzysu. Są one jednak bardzo trudnym przeżyciem dla samego człowieka, a także dla jego otoczenia.

Nie każdą jednak sytuację, w której występują trudności natury emocjonalnej, można określić jako kryzysową. Według psychologów, aby daną sytuację określić jako kryzysową, muszą w niej współwystępować następujące czynniki:
silne napięcie emocjonalne;
problem, który wywołał kryzys jest co najmniej subiektywnie ważny;
u człowieka występuje bezradność wobec danego problemu, sytuacji;
ma miejsce dłuższe poczucie dyskomfortu psychicznego;
złowiek nie ma dostatecznego oparcia i pomocy u osób najbliższych.

Każdy kryzys psychologiczny może być zarówno szansą, jak i zagrożeniem. W sposób oczywisty można zauważyć zagrożenia, które tkwią w przeżywaniu kryzysu. W trakcie trwania kryzysu występuje bowiem rozbicie osobowości, a w jego rezultacie - rozkład dotychczasowych sposobów funkcjonowania. Następuje załamanie linii życia, przyszłość dla danego człowieka nie wygląda już tak pozytywnie, jak wcześniej. W trakcie kryzysu często występuje depresja, próby wycofania się z dotychczasowej aktywności, człowiek przeżywający kryzys nie widzi możliwości wyjścia z sytuacji, w której się znalazł. Obniża się także sposób jego funkcjonowania, na przykład, dotychczasowe obowiązki są wykonywane na niższym poziomie niż wcześniej lub są zaniedbywane. Może on także prowadzić do wystąpienia nerwicy, która będzie wymagała fachowej pomocy psychologa klinicznego lub psychiatry.

Kryzys może mieć także pozytywne skutki. Może być pewną mobilizacją do zmiany dotychczasowego sposobu funkcjonowania, spowodować przejście na wyższy stopień funkcjonowania psychicznego i duchowego. Znana jest w psychologii teoria dezintegracji pozytywnej, stworzona przez polskiego psychiatrę Kazimierza Dąbrowskiego. Odnosząc to wprawdzie do rozwoju psychicznego człowieka, twierdzi on, że aby wejść na wyższy poziom rozwoju, człowiek przechodzi przez etap rozbicia dotychczasowych sposobów funkcjonowania, schematów zachowania. U człowieka następuje swoiste rozbicie osobowości. Na tych „gruzach" może jednak powstać nowe, na wyższym poziomie, ustrukturalizowanie. W wyniku czasowej dezintegracji człowiek wchodzi na wyższy poziom osobowości. Teoria Dąbrowskiego, szerzej ujęta, może służyć jako model do pokazania szans, jakie tkwią w przeżywanym kryzysie. Kryzys, chociaż jest stanem niepożądanym i nieprzyjemnym, może w końcowym efekcie doprowadzić do dojrzalszego funkcjonowania człowieka.

Połowa życia - podsumowanie kryzysowe

Kryzys połowy życia powstaje w wyniku pewnego rodzaju rozrachunku z przeszłością, podsumowania tego, co dotychczas zrobił. Jest ono trudne, gdyż człowiek ma początkowo trudności w zaakceptowaniu zmian występujących u niego zgodnie z rytmem życia. Dlatego też połowę życia nazwałem „podsumowaniem kryzysowym". Występuje on najczęściej pomiędzy 35 a 45 rokiem życia. Znakiem przeżywania kryzysu jest jednak nie wiek, lecz treść i jakość sytuacji kryzysowych. Trudno też określić dokładny moment rozpoczęcia kryzysu - najczęściej rozpoczyna się on od przeżywania większych niż dotychczas trudności w realizowaniu zadań życiowych (rodzinnych, społecznych, zawodowych), występuje też częstsza niechęć do tego, co się robi. Warto też sobie uświadomić, że nie każdy człowiek przechodzi przez kryzys polowy życia. Nie u każdego jest on przeżywany tak silnie, że otoczenie zauważa jego zewnętrzne objawy.

Trudno jest dokładnie skatalogować objawy kryzysu połowu życia. Warto jednak pamiętać, że nie u każdego będą występowały wszystkie objawy. U różnych łudzi może być zauważane różne natężenie objawów. Pierwszym z nich jest występujące zmęczenie. Ma ono charakter zarówno fizyczny, jak i psychiczny. Człowiek zauważa, że od strony fizycznej nie jest już tak sprawny, jak był wcześniej. Często podczas podejmowanych prób aktywności nie chce się z tym pogodzić i dlatego nie chce zmienić stylu życia. Inni zaczynają mu więc przypominać: „nie jesteś już taki młody, zmień tempo życia". Zmęczenie ma też charakter psychiczny. Wyraża się ono w zmniejszonej wytrzymałości psychicznej: wydarzenia, które dotychczas nie powodowały kłopotów, teraz są powodem rozdrażnienia.

W okresie połowy życia u pewnej części ludzi mogą zacząć występować pierwsze objawy poważniejszych chorób. Mogą one powodować lęk, a także zbytnią troską o własne zdrowie; u części osób może się to przerodzić w zachowania hipochondryczne. Inni zachowują się wprost przeciwnie: zaprzeczają wszelkim objawom mogącej się pojawić choroby. Część ludzi, zwłaszcza mężczyzn, ma w tym okresie poczucie dużej siły witalnej, uważają, że mogą jeszcze w życiu dużo zrobić. Jest to oczywiście prawdziwe stwierdzenie, czasami jednak ma miejsce przecenianie swoich możliwości i niedostosowanie ich do zachodzących zmian. Może to być powodem zachowań podejmowanych na przekór oznakom wieku średniego, manifestujących własną siłę i zdrowie.

Innym możliwym zjawiskiem wiążącym się z podsumowaniem połowy życia jest negatywna ocena możliwości zrealizowania własnych ideałów. Część ludzi twierdzi, że w życiu niewiele udało im się zrobić. Niektórzy przeżywają gorzką prawdę, że ideały, które mieli w młodości, okazały się nie do zrealizowania. Stąd bierze się frustracja związana z niezrealizowaniem zamierzonych celów, poczucie życiowej porażki, rozczarowanie życiem, własnymi osiągnięciami. W efekcie może wystąpić załamanie dotychczasowej linii życia. To może spowodować albo gorączkowe poszukiwanie nowych celów życiowych, albo rezygnację z ideałów i zgodę na płaskość życia i brak zaangażowania.

Innym z możliwych objawów kryzysu połowy życia jest objaw wypalenia. Ludzie mają odczucie, że zbyt dużo czasu i energii poświęcili sprawom, rodzinnym, zawodowym, realizacji własnego powołania, i w związku z tym przeżywają zmęczenie, brakuje im siły do dalszej aktywności. Częściej jednak objawem wypalenia jest brak chęci do podjęcia się nowych zadań i do dobrego realizowania dotychczasowych obowiązków. W efekcie część ludzi nie chce dalej pracować i zaangażować się w cokolwiek, nie ma siły, aby dalej wypełniać własne zadania i obowiązki, czują, że ideały dawno wyblakły i w efekcie przestały być siłą napędową aktywności danego człowieka.

Patrząc z innej strony, objawem kryzysu połowy życia może być poczucie znudzenia swoim dotychczasowym stylem życia i obowiązkami. Człowiek dochodzi do wniosku, że wszystko w życiu jest zbyt unormowane, brakuje mu nowych wrażeń. Z jednej strony może poddać się temu znudzeniu i przyzwyczaić do braku aktywności, z drugiej - próbować podejmować nowe zadania, jednak w sposób nerwicowy, próbując działać jak młodzieniec, nie licząc się ze swoimi możliwościami i społecznym odbiorem swoich zachowań.

Część ludzi ma jednak odmienne odczucia niż wyżej opisane. Nie czują się przegrani ani pokonani. Wprost przeciwnie, mają pewność, że już coś zrobili w życiu, że wszystko im się udało. W efekcie nabierają zbyt dużej pewności siebie, są mało krytyczni i nie przyjmują uwag innych. Przyzwyczajają się do zachowań, które określane są jako autokratyczne. Bywa to niebezpieczne dla otoczenia, które jest zmuszane do akceptowania wszelkich zachowań danego człowieka, także negatywnych. Tego typu osoby drugą połowę swojego życia przeżywają w sposób nerwicowy, mając ciągłe pretensje do otoczenia. W efekcie takiego zachowania szkodę ponosi sam człowiek i środowisko, w którym żyje.

Zdarza się, że człowiek w kryzysie potowy życia podejmuje negatywne decyzje. Niektórym wydaje się, że to, co dotychczas zrobili, było złe, niepełne, że nie realizowali samych siebie. Próbują więc dokonać nowych wyborów. Czasami są one neurotycznym poszukiwaniem młodości, miłości, nowych, silnych przeżyć, człowiek chce w ten sposób uratować swoją młodość. Zdarza się, że osoba zamężna około czterdziestego roku życia podejmuje decyzję o zerwaniu związku małżeńskiego, decyduje się na zdradę małżeńską jako formę poszukiwania czegoś nowego, udowodnienia sobie, że jest się jeszcze młodym i atrakcyjnym człowiekiem. U osoby powołanej, na przykład u kapłana czy osoby zakonnej, może w tym okresie życia wystąpić załamanie powołania, czasami nawet odejście od kapłaństwa czy opuszczenie zakonu.

Nie ma jednakowych dla wszystkich sposobów reakcji na kryzys połowy życia, nie ma nawet pewności, że kryzys połowy życia występuje u większości ludzi. Jednak u większości ludzi w opisywanym przeze mnie okresie można zauważyć jakąś formę zachwiania życiowego. U niektórych (ze względu na okoliczności zewnętrzne lub własne cechy osobowości) może wystąpić bardzo poważny i trudny do przeżycia kryzys połowy życia, u innych mogą wystąpić tylko małe zachwiania osobowościowe. Powyższy opis objawów może pomóc każdemu z nas w pewnej refleksji nad swoim życiem i stanowić dla nas pomoc w przeżywaniu kryzysu połowy życia.

Kryzys połowy życia siłą napędową rozwoju

Tak jak każdy rodzaj kryzysu, tak też i kryzys połowy życia ma nie tylko skutki negatywne. Może on być swego rodzaju pomocą w pozytywnym przewartościowaniu życia. Wspomniana wyżej teoria dezintegracji pozytywnej wskazuje na możliwość wykorzystania kryzysu dla przejścia na wyższy etap rozwoju. Taką rolę szczególnie może pełnić kryzys połowy życia, gdyż jest on jakoby wpisany w historię ludzkiego rozwoju. Nie jest on spowodowany zaniedbaniami człowieka lub jakimiś negatywnymi wydarzeniami zewnętrznymi, lecz jest wynikiem procesu dojrzewania człowieka, a dojrzewanie wymaga przejścia przez trudne sytuacje.

Kryzys potowy życia może być wykorzystany jako szansa do dalszego rozwoju. Negatywne przeżycia, zwłaszcza krytyczna ocena własnych osiągnięć może pomóc człowiekowi zmobilizować się do poszukiwania nowych, bardziej urealnionych od dotychczasowych doświadczeniach, ideałów. Wprawdzie do nowych celów życiowych człowiek nie będzie już podchodził z taką samą energią jak wcześniej, ale mogą być one realizowane w sposób bardziej rozsądny, dostosowany do możliwości człowieka.

Kryzys połowy życia może być szansą na większą roztropność w działaniu. Wiek średni jest etapem, w którym człowiek może jeszcze dużo zrobić. Ma on jeszcze wystarczająco dużo sił fizycznych, by podjąć aktywność fizyczną i umysłową. Kiedy dostosuje się, po wcześniejszych negatywnych doświadczeniach, zapał do swoich możliwości, praca, wszelka osobista aktywność może okazać się bardziej efektywna.

U części ludzi występuje odczucie, że po czterdziestce życie szybko upływa, więc trzeba jeszcze coś zrobić. Część ludzi podejmuje się więc nowych zadań, zaczyna zajmować się działalnością charytatywną, inni zajmują się pracą społeczną, jeszcze inni angażują w życie parafialne czy też ruchy religijne. U części małżonków występuje na przykład odczucie, że dzieci już są odchowane (albo są już dorosłe, albo zaczynają odchodzić z domu, zakładając własne rodziny), trzeba więc zmienić swój życiowy cel. Zmieniają swój dotychczasowy styl życia i wnoszą wiele pozytywnego do swojej społeczności, na przykład do wspólnoty parafialnej.

Zdarza się, że kryzys połowy życia przebiega w sposób dramatyczny. Człowiek podejmuje negatywne działania, zrywa z dotychczasowymi zobowiązaniami. Nawet jednak wtedy sytuacja kryzysowa może być siłą napędową do dalszego rozwoju. Zależy to jednak od kilku czynników. Po pierwsze, od samego człowieka, czyli od tego, czy po pewnym etapie życie będzie miał siłę, aby powrócić do refleksji nad swoimi problemami i będzie chciał naprawić swoje zaniedbania i z większą dojrzałością i zgodą na siebie podejmie się nowego etapu życia. Po drugie, od zewnętrznego środowiska, zwłaszcza najbliższego, od tego, czy będzie ono wyrozumiałe wobec negatywnych zachowań osoby, które wynikały z kryzysu potowy życia i da jej szansę na zmianę. Jeżeli te dwa czynniki (wewnętrzny i zewnętrzny) wystąpią razem, to jest duża szansa, że człowiek z nową silą podejmie się przemiany życia.

0 tego typu sytuacji możemy mówić na przykład w przypadku przemiany życia u św. Ignacego Loyoli. Kryzys dotychczasowego życia spowodował u niego całkowite przewartościowanie życia. Podobnie u wielu ludzi kryzys połowy życia może być siłą napędową do podjęcia nowych wyzwań, a zwłaszcza do zrewidowania swojego dotychczasowego zachowania. W efekcie może on pomóc w radykalnej zmianie, powiązanej jednak z roztropnością. Cza sami, ze względu na pomyłki wieku młodzieńczego i negatywne zachowania w trakcie kryzysu połowy życia, taka radykalna zmiana jest potrzebna.

Powyżej starałem się pokazać złożoność zjawiska kryzysu połowy życia. Niewątpliwie niesie on w sobie zarówno szansę, jak

1 zagrożenie. Jaki będzie jego koniec zależy od samego człowieka, którego zadaniem nie jest unikanie kryzysów, lecz umiejętne prze chodzenie przez nie i wykorzystywanie ich do własnego rozwoju. Kryzys połowy życia jest szczególnym czasem, który może stać się okazją do przewartościowania dotychczasowych poglądów.

ks. Zdzislaw Kroplewski

Ks. Zdzisław Kroplewski, kapłan diecezji koszalińskiej, psycholog, dziekan Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Szczecińskiego, członek Kolegium Redakcyjnego „Pastores", współpracuje ze Szkołą Wychowawców Seminariów Diecezjalnych i Zakonnych w Polsce przy CFD, autor publikacji z zakresu rozwoju, kryzysów i formacji kapłańskiej.

Spis treści
Od Redakcji
Poszukiwania w wierze
ks. Gianfranco Ravasi
Siedem chorób duszy u Koheleta » 10
Henn Nouwen
Poddani cierpieniu » 23
Elżbieta Sujak
Rozwój osobowy i konflikty » 31
ks. Marek Dziewiecki
Pedagogika pragnień i aspiracji » 37
ks. Zdzisław Kroplewski
Kryzys połowy życia. Szansa na rozwój » 46
Tomasz Łosiewicz SDS
Między pełnią a pustką życia. Kryzysy wartości » 56
Krzysztof Wons SDS
Spowiedź i kierownictwo duchowe
w rozwoju osoby » 66
Stanisław Morgalla SJ
Psychoterapia w wychowaniu » 75
Dariusz Sikorski SDS
Uzależnienie - bariera w rozwoju osoby » 83
Rozmowa z ks. Michałem Pielą SDS Cierpiał i dojrzewał
Rozmowa z ks. Krzysztofem Wonsem SDS Nie wyprzedzać łaski
Danuta Piekarz Gdy to, co święte, leży w gruzach...
Matteo Ferrari OSB-Cam Ja będę dla nich świątynią. Lectio divina do Ez 11,13-21
O. Amedeo Cencini odpowiada na pytania
Teresa Odnalezione źródło pokoju
Kryzys wiary i odrodzenie do życia

redakcja
ks. Bogdan Giemza SDS
ks. Józef Pyrek SDS
ks. Piotr Stawarz SDS (sekretarz redakcji) ks. Krzysztof Wons SDS (redaktor naczelny)
projekt okładki ks. Albert Potoczek SDS
korekta Zofia Smęda
Adres Redakcji:
Zeszyty Formacji Duchowej
ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków
tel. (0-12) 269 23 97; fax (0-12) 254 60 60
e-mail: zeszyty@salwatorianie.pl
http://www.cfd.salwatorianie.pl
skład i łamanie ks. Jacek Chrząściel SDS
Za pozwoleniem władzy zakonnej ISSN 1426-8515
© Copyright by
2004 Wydawnictwo SALWATOR
ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków
www.salwator.com
Drukarnia Narodowa S.A.
Kraków, ul. Marszałka Józefa Piłsudskiego 19
tel.: 4222895